Thursday, September 1, 2011

Rozkład

Czasem, mam wrażenie, że warszawski ZTM lubi urozmaicać czas pasażerom czekającym na przystankach. Oto jak się na Wilanowskiej czyta rozkłady...



... do góry nogami.Zwróćcie uwagę na faceta, który się gimnastykuje, by przeczytać odjazdy :) Schyla się za kubłem pod wiatą.





Pewnie, można powiedzieć, że każdemu papierowemu rozkładowi z gabloty zdarza się spaść do góry nogami. Sęk w tym, że ten już tak leży ze dwa tygodnie. I nie mówcie mi, że ZTM nie ma ludzi od tego, żeby takich spraw pilnować i - jak trzeba - poprawić. Zwłaszcza, że to dość ruchliwa pętla na Wilanowskiej.

Monday, August 29, 2011

Kolejka


Za czym kolejka ta stoi? Co to dziś rzucili? Wojna idzie?






Gdzie tam... To tylko kolejka po lody do jednej z sieciowych cukierni na pl. Unii Lubelskiej. Ale wygląda jak za komuny.

Wednesday, August 24, 2011

Psie kupy cd






W nawiązaniu do mojej obsesji oto kilka przykładów sympatycznej kampanii zachęcającej do sprzątania po pieskach. Można ciekawie i "inaczej"? Można. Gdzie? W Belgradzie. Ale przecież i u nas nie brak kreatywnych umysłów. Te warszawskie hasła o torebkach papierowych to chyba urzędnicy ratusza wymyślali.

P.S. Dzięki Daria! :)

Monday, August 22, 2011

Mokotów 2011



Nie chodzi mi tylko o napis nt. sprzedaży papierosów, ale też nalepkę o istotach bożych pilnujących sklepu...

Friday, August 19, 2011

Rowerowe polo na Foksal


Piątkowe popołudnie. Przyznam, że gra wciąga już na etapie samego patrzenia.

Sunday, July 24, 2011

Ofiary

Miałem ostatnio do czynienia z kilkoma osobami w wieku 50+ pochodzącym z zagranicy, dla których pobyt w Polsce był ich pierwszym u nas pobytem w życiu. Nie wiem czy to kwestia wieku, czy po prostu jakiś rodzaj szoku kulturowego, ale niektóre z tych osób poruszali się po Warszawie jak dzieci we mgle. Dwa przykłady. Mężczyzna prosi o taksówkę na telefon. Bardzo zależało mu na tym, by była to taksówka koloru żółtego, bo inaczej skąd będzie wiedział, że akurat ta taksówka, która podjechała pod wskazany adres jest jego... Nie wiem, czego oni się o Polsce naczytali przed przyjazdem tutaj, ale obawa przed zatrzymywaniem taksówki na ulicy była ogromna. Inny przykład: pobyt na poczcie. Pomagałem Amerykance wysłać przesyłkę. Zachowywała się, jakby pieewszy raz widziała pocztę z kilkoma okienkami i systemem numerkowym. Powaliło mnie natomiast pytanie o security - prześwietlanie przesyłek. Mówię jej, pewnie, ale dopiero na lotnisku. Przecież u Was też nie robią tego w okienku pocztowym? Później dowiedziałem się, że Pani była gdzieś z upstate New York, więc pewnie tam jest jeden Pan pocztowy i urząd bez okienek.

Czułem jakąś chorą cichą satysfakcję z faktu, że my potrafimy sobie poradzić zagranicą, gdziekolwiek się znajdziemy, a oni - a zwłaszcza Amerykanie - zostawieni sami sobie u nas mogą zginąć.

Thursday, July 21, 2011

Ekologia

Zawsze wiedziałem, że przesada w zachowaniach proekologicznych może zaszkodzić...

Saturday, July 16, 2011

Szewc



No i się nie rozczarowałem... Szewc z Rakowieckiej znów uraczył mnie opowiastką przy okazji odbierania butów. Spisał się na medal. No i na odchodnym życzył, "by się dobrze chodziły".

Tak jak pisałem niedawno na FB, szczerze polecam tego szewca przy Rakowieckiej 43A. Już coraz rzadziej można spotkać takich pasjonatów, rzemieślników-gawędziarzy. Co oddaję buty do naprawy to najpierw dowiem sie, co pan szewc będzie butom robił, by przy odbiorze usłyszeć, co z butami dokładnie zrobił. Do tego wszystko okraszone zawsze anegdotą o kliencie... A do tego jest tani.

P.S. I Michał, to chyba raczej nie jest ten od "wszechstronnego rozciągania obuwia".

P.P.S. Czy teraz zaczną nam wyskakiwać reklamy naprawy obuwia?

Wednesday, July 13, 2011

Cud (nad Wisłą)

Tak niewiele potrzeba, by dać ludziom trochę szczęścia i odrobinę relaksu. Bezpośrednio nad Wisłą - tak na wysokości BUW-u i jakieś 300 metrów na północ od Centrum Nauki Kopernik, stoi sobie... no właśnie, ni to lokal ni to klub. Otoczone parkanem kilkaset metrów kwadratowych pod gołym niebem, drewniane palety do siedzenia, lane z beczki za 7-8 zł, dwa baraki (w jednym sprzedaje się alkohol, drugi zaaranżowany na scenę muzyczną). Obok przenośne kibelki i pielgrzymkowe umywalki. Tak niewiele, a okazało się pomysłem w dechę i strzałem w dziesiątkę. Nie żebym tutaj kadził, ale miejsce jest ciekawe, niecodzienne, spokojne, a jeszcze wieczorem przy pozapalanych światłach miasta (Most Świętkorzyski, Śląsko-Dąbrowski, stadion, bazylika na Pradze). I jeszcze tylko ta Wisła mogłaby być czystsza. Na szczęście z tarasu na jednym z baraków jej bezpośrednio nie widać, chyba że się człowiek wychyli...

Po pierwszej mojej tam wizycie - zdecydowanie polecam! I uwaga - siedzenie po turecku grozi wielokrotnym rozlaniem wina...

Oby się nie zepsuło jak przereklamowane PKP Powiśle, gdzie ostatnio dostałem ciepłego Ciechana (oczywiście z prawie 100-proc. przebitką cenową).

P.S. Odkąd pochwaliłem darmowy szalet w Ogrodzie Krasińskich prześladują mnie na tym blogu reklamy toitoiek. Muszę szybko zmienić temat... Niestety w powyższym tekście, też wspominam o kibelkach. Się przykleiło...

Thursday, June 23, 2011

Kibelki



A teraz coś z zupełnie innej beczki, choć w nawiązaniu do piątkowego otwarcia nowych kibelków na centralnym... Nie wiedziałem, że w Ogrodzie Krasińskich są darmowe toalety i do tego w dość przyzwoitym stanie. W mieście, gdzie deficyt publicznych szaletów jest nader odczuwalny (i to zwykle w najmniej oczekiwanych momentach) to ładna perełka, na którą natrafiłem przypadkiem... Szkoda że tak "nie po drodze"... )
A teraz coś z zupełnie innej beczki, choć w nawiązaniu do piątkowego otwarcia nowych kibelków na centralnym... Nie wiedziałem, że w Ogrodzie Krasińskich są darmowe toalety i do tego w dość przyzwoitym stanie. W mieście, gdzie deficyt publicznych szaletów jest nader odczuwalny (i to zwykle w najmniej oczekiwanych momentach) to ładna perełka, na którą natrafiłem przypadkiem... Szkoda że tak "nie po drodze"... )

A tutaj o "nowej jakości załatwiania potrzeb" na centralnym. Coś czuję (nomen omen), że długo to w takim stanie nie pociągnie...

Sunday, June 19, 2011

Podwale

Zdecydowanie nikomu nie będę polecał restauracji Kompania Piwowarska Podwale. Kiedyś trafiłem na włos i do tego w zimnym daniu, jakby mieli te najpopularniejsze gotowe na zapleczu. Myślałem, że może po ponad roku należałoby przeprosić się z lokalem. W sumie dlaczego nie... A tu co...? Brat odkrywa w placku po zbójnicku dwucentymetrowego stawonoga. Na szczęście martwego, ale apetytu nam nie dodał. Że też mnie podkusiło brać ich akurat tam. Skoro trafił nam się taki numer drugi raz z rzędu, to nie może być przypadek. Nigdy więcej tam nie pójdę. Żałuję teraz, że nie zrobiłem zdjęcia robalowi, choćby komórką, ale byliśmy w takim szoku, że o tym nie pomyśleliśmy...

Thursday, June 16, 2011

Zagadka



Na dziale tradycja, czyli gdzie? Odpowiedź na zagadkę jest prosta. Dział tradycja to dział mięsny. Proste i logiczne?

Motor

Korek był taki, że hej...
http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/608069.html
Przez to spóźniłem się na granie w piłkę. Jak widziałem ten motocykl wprasowany w hondę, to ciary przeszły po plecach. Jak wracałem 90 minut później to jeszcze sprzątali.

Na szczęście nikt nie zginął, ale nie ma tygodnia bez wypadku z udziałem motocyklisty w okolicy Sikorskiego/Sobieskiego.

Tuesday, June 14, 2011

Tort

Sobota. Zakupy. Pora coś zjeść. Wpadam do McDonald's na Ursynowie, żeby chwycić coś na ząb w przerwie między zakupami. Za ścianką z szyby przeznaczony dla dzieci kącik na zabawy i urodziny. Harmider niesamowity, i to mimo zamkniętych drzwi. Do szyby przyklejona jedna z mam ze sztucznym uśmiechem obserwuje swoje dzieło - odhaczona kilkugodzinna imprezka dla dziecka w McDonaldzie. Kiedy kończę frytki, do pokoiku dla zabaw pani z McD wnosi tort. Mama zwraca uwagę: "Dzieci, tort!". W odpowiedzi słyszy: "A co taki mały?".

Friday, June 10, 2011

Tolerancja

W ramach kampanii społecznej na przystankach autobusowych (i pewnie też wielu innych miejscach w Warszawie) pojawiły się plakaty informujące, że dyskryminacja osób transseksualnych w miejscu pracy jest nielegalna. Ludzie! O czym my tu mówimy? W kraju, który nie może poradzić sobie z dyskryminacją kobiet w pracy?

Tuesday, June 7, 2011

Stadion

Miło było na stadionie. Choć trzeba przyznać, że nasi piłkarze grają jak patałachy, a niektórzy boją się podjąć decyzji i odpowiedzialności za strzał na bramkę. Na żywo widać to jeszcze wyraźniej niż w TV. Stadion Legii to jednak obiekt profesjonalny i urządzony jak należy. Jedyny minus - punkty gastronomiczne. Komplet buła z kiełbaską + cola kosztuje 12 złotych. Sama buła z karkówką 12 zł. Problem jednak w słabej obsłudze. Co z tego, że jest masa tych punktów, a w każdej trzy kasy, skoro w niektórych kasa otwarta była tylko jedna. W takim tempie to my kibiców nie obsługujemy. Przez takie tempo przegapiłem wyrównującą bramkę dla Argentyny, która padła zaraz po przewie. Tak, stałem w kolejce przez całą przerwę i mimo tego nie dotarłem do kasy. Zrezygnowałem. Powinni nad tym popracować.

Monday, June 6, 2011

Bilety

My tu gadu gadu, a tym czasem od sierpnia drożeją w Warszawie bilety komunikacji miejskiej. I to nie o marne grosze, bo aż o prawie 30 procent.
Pamiętam, kiedy w Nowym Jorku podnoszono cenę biletów. Jeden przejazd miał podrożeć o 25 centów. Podniosło się straszne larum, a przecież była to podwyżka prawie trzykrotnie niższa od warszawskiej.
Rozumiem, że rosną koszty, że potrzeba kasy na inwestycje, ale nowe autobusy dofinansowała miastu Unia. Trzeba było, pani prezydent, dawać te czterysta grubych baniek na stadion Legii? Teraz mieszkańcy za to zapłacą. Albo przesiądą się do samochodów, zapychając jeszcze bardziej i tak już zapchaną stolicę.

Saturday, June 4, 2011

Radek

Już pisałem tutaj o fenomenie polskiej mentalności, która nie przestaje mnie zadziwiać. Antysemityzm wciąż ma się dobrze, czuć to na ulicach, widać na murach, słychać na stadionach... Tymczasem w warszawskich sklepikach i punktach usługowych ludzie wieszają sobie obrazek Żyda liczącego pieniądze. Podobno na szczęście. Gdzie tu logika?

Kibicuję Radosławowi Sikorskiemu, który pozwał dużych wydawców za wpisy antysemickie na ich forach internetowych. Wystarczyło zagrozić konsekwencjami finansowymi i prawnymi, by taki "Fakt" się ukorzył. Pewnie także w obawie przed centralą. Bo jakby wpłynął na wizerunek takiego megakoncernu, że jej polska odnoga pozwala kwitnąć antysemityzmowi, nie monitorując swoich forów internetowych? Z drugiej strony zdziwiła jednak przesadna reakcja - wydawcy na razie zupełnie pozamykali fora internetowe.

Oczywiście dodać należy, że Sikorski walczy z antysemityzmem w sieci jako Sikorski, a nie MSZ. Ciekawe, co by było, gdyby MSZ w sprawach publikacji o "polskich obozach koncentracyjnych", zamiast wymachiwać szabelką i pisać listy pełne protestu i oburzenia, pozwał do sądu wydawcę takiego dziennika. Taka sprawa nabrałaby rozgłosu, a wydawca pewnie z obawy o finanse pochyliłby się nad wybrykami swojego dziennika. A tak sprawa pewnie skończyła się na biurku redaktora naczelnego.

Saturday, May 21, 2011

Czy w tym ratuszu ktoś myśli?

Władze miasta dały mieszkańcom prezent w postaci świecących fontann przy Wisłostradzie. Niestety jak zwykle w takich przypadkach, nikt "nie przewidział tak dużego zainteresowania" (jasne, to po co je stawiali?), w efekcie auta osób chcących obejrzeć wodną iluminację stoją gdzie popadnie, bo oczywiście parkingów w okolicy brak. Jest tam co prawda coś pod skarpą i przy Arkadach Kubickiego, ale to przecież nie wystarczy. To tak jak ze stadionem Legii, najpierw stadion, a o parkingi będziemy się martwić potem. Albo moje ulubione - niech korzystają z komunikacji miejskiej.

A tu odpowiedni artykuł

Wednesday, May 11, 2011

OFE story

Waga osobowa

Znowu ruszyła, a raczej - rozpoczęła/wznowiła działalność. Zabytkowa waga osobowa w Parku Ujazdowskim. Waży na siedząco. Rok założenia 1912. Cennik? Zapomniałem sprawdzić...



(Zdjęcie wykonane z daleka, by uszanować prywatność ważonej osoby, tudzież ważącego-obsługującego wagę).

Friday, April 8, 2011

Peżocik

Mijałem go od kilku miesięcy. Srebrny peżocik na łódzkich numerach. Stał dzień w dzień w tym samym miejscu na Rakowieckiej. Myślę sobie, ktoś tu pewnie parkuje i chodi do pracy albo po prostu tu mieszka. Ale mijały tygodnie, a peżocik wciąż nie ruszał się z miejsca. Nikt biduli nie odśnieżał przez całą zimę, zwały błota pośniegowego pługi pryskały na peżocika. Po kilku ładnych miesiącach zobaczyłem, że auto stoi już na kapciach - w każdym kole flak. A że felgi aluminiowe to wiedziałem, że to nie koniec. Idę sobie któregoś dnia, patrzę...



Ktoś autko kół pozbawił. Ale tak sprytnie, że tylko zabrał parę od chodnika. Ta od ulicy wciąż na miejscu - tam najwyraźniej trudniej w nocy ukraść.

Tuesday, April 5, 2011

Park&Ride

Zawsze sądziłem, że parkingi typu Park&Ride powinno się lokalizować na dalekich obrzeżach miast, by odciążyć zakorkowane ulice. Powinny one być zlokalizowane najlepiej w okolicach stacji podmiejskiej kolejki. Wtedy mają sens. Niestety w Warszawie parkingi Park&Ride powstają... w mieście. Dlaczego? Bo miasto może stawiać takie inwestycje tylko na terenie miasta. Nikt nie wpadł na pomysł, by dogadać się z taką Lesznowolą, Raszynem, Ząbkami czy Łomiankami. Jeśli jadąc z Piaseczna w porannych godzinach szczytu dojazd do Warszawy zajmuje mi godzinkę (przy sprzyjających wiatrach, a to prosta droga), to po kiego ja się pytam, mam zostawiać auto na parkingu Park&Ride skoro jeszcze z 10 minut i będę u celu podróży - w pracy, nie wychodząc ze swojego wygodnego auta i unikając tłumów w tramwajach czy metrze. A dodać też trzeba stracony czas na wjazd na parking, znalezienie miejsca i uciekające minuty na dotarcie z parkingu do środka komunikacji miejskiej. To wszystko jest na głowie postawione. Podobnie z Raszyna dojazd do Warszawy - a Park&Ride jest dopiero na Okęciu. Przecież na zdrowy rozum nie opłaca się przesiadać i tracić na to czas. Martwi mnie to w kontekście tego, że już niedługo będę się musiał przemeldować i bardziej mnie bedzie szlag trafiał, kiedy obserować będę, jak trwonione są pieniądze podatników.

Sunday, April 3, 2011

Kibic

Nabyłem drogą kupna kartę kibica na stadion Legii. Musiałem, bo chciałem z małżonką wybrać się z ciekawości na jeden z meczów. Ale choćby na ten jeden - trzeba sobie wyrobić kartę. 10 zł sztuka. No i jest. Spacerując po Łazienkach, nieraz słyszeliśmy stadionowe ryki, które z nowego obiektu brzmią imponująco (zwłaszcza jak wczoraj wygrany prawie mecz z Ruchem przegrali 2:3 i kibice dawali do zrozumienia piłkarzom, co myślą o ich grze: "K... mać, Legia grać!"). Ogólnie więc szykuje się niezapomniane przeżycie z lekkim dreszczykiem niepewności o własne bezpieczeństwo.
Niestety nie pójdziemy na mecz z Wisłą, bo Kasia ma szkolenie tego dnia, ale zostanie jeszcze Korona Kielce i coś tam jeszcze. Oczywiście wybieramy "sektor rodzinny". A poza tym myślę sobie, że może warto nosić taką kartę w portfelu - może się przydać podczas nieoczekiwanego spotkania pierwszego stopnia z kibolami Legii na mieście...

Wiosna

Saturday, April 2, 2011

Mirów


Z cyklu - warszawskie kontrasty:
ul. Łucka, pogranicze Śródmieścia i Woli - jakieś 7 minut piechotą od Ronda ONZ

Wednesday, March 30, 2011

Szopkościema

Pogadali sobie, pogrozili palcem, porobili powazne miny i się rozeszli... Mowa o spotkaniu Tuska z celebrytami, którzy mają dośc bezczynności PO i otwarcie o tym mówią. Nie powiem, że nie mają racji, choć wiele argumentów było dętych, a wiele ważniejszych w dyskusji w ogóle się nie pojawiło. Mam jednak wrażenie, że to wszystko jakies takie ustawiane - pokażemy grono niezadowolonych znanych, niech się premier z nimi spotka i napije kawy, wysłucha żalów i pokaże, jaki to on rozumiejący i zatroskany głosem wpływowych. Nie przekonało mnie to. Żeby była jasność - Kaczyński w sklepie był jeszcze bardziej nieprzekonujący...

Tuesday, March 29, 2011

Kopernik

Ostatnio widziałem w telewizorze niekończące się kolejki do Centrum Nauki Kopernik. Zainteresowanie jest tak duże, że w kolejce trzeba czekać nawet 2 godzinki. Zastanawiam się, czy nie można wprowadzić - wzorem muzeów zagranicznych - bilety na określoną godzinę, kupowane z wyprzedzeniem i przez internet. Dziwię się, że Kopernik nie wprowadził takiego udogodnienia. W ten sposób nie tylko ułatwia się rozplanowanie dnia osobom, które przyjeżdżają nawet z drugiego końca kraju, ale też kontroluje się przepływ ludzi wewnętrz centrum, w którym jednocześnie może przebywać określona liczba osób.

A tak poza tym link z głównej "bilety" nie działa...

Saturday, March 26, 2011

Wednesday, March 23, 2011

Związki

Wczoraj w radiu usłyszałem, że związki zawodowe na uczelniach wyższych chcą od października strajkować przeciw reformie. Ci to mają refleks. Zamiast robić szum podczas prac nad ustawą, będą protestować jak reforma wejdzie w życie...

Wednesday, March 16, 2011

Powtórka z rozrywki - znowu o psich kupach

Dyskusja o psich kupach do niczego nie prowadzi. Groźba mandatu nie przynosi skutku. Społeczne przyzwolenie na brudzenie wciąż ma przewagę nad potępieniem. Wydaje mi się, że brakuje mocno oddziałującej na świadomość kampanii informacyjnej, która zadziałałaby na nas wszystkich jak terapia szokowa. Ponieważ jak widać wielu rodaków kwestie estetyczne ma gdzieś, trzeba właścicielom psów powiedzieć wprost, że kupa ich psa może kosztować ludzkie zdrowie.

W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii kilkuletnia dziewczynka nieomal nie straciła wzroku po tym, jak zatarła oko rączką ubrudzoną psią kupą. Rzecz działa się na placu zabaw, a zdarzenie odbiło się na wyspach szerokim echem. U nas psich kup na trawnikach i w piaskownicach nie brakuje. Na kontakt z nimi narażone są nasze dzieci. Ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza. Do czasu aż dojdzie do nieszczęścia... Czekam na jakąś drastyczną kampanię na wzór tej z pijanymi kierowcami.

Jednocześnie należy prowadzić "kampanię torebkową", ale nie sezonowo, a stale - przez okrągły rok. Moglibyśmy także włączyć do niej weterynarzy. W końcu każdy właściciel czworonoga raz na jakiś czas odwiedza ze swoim pupilem lekarza. Dlaczego nie mógłby tam czekać zapas torebek do wzięcia? Nie sądzę, by weterynarze odmówili udziału. Niektórzy z pewnością są gotowi nawet wypytywać o sprzątanie, zawstydzając niejednego właściciela psa. No i o to chodzi! Niech się niesprzątającym właścicielom psów zrobi wstyd. Strażnicy miejscy mogliby zaś rozdawać po kilka torebek napotkanym podczas patroli warszawiakom z pieskami. Nie będzie to chyba dla nich jakiś ciężki dodatkowy obowiązek.

Mentalności ludzkiej nie da się zmienić w ciągu sezonu. Bolesna prawda jest taka, że jesteśmy narodem brudasów. Wystarczy popatrzeć, jak wyrzucamy papierki gdzie popadnie na chodnikach, choć do kosza na śmieci parę kroków, jak wyrzucamy niedopałki przez okna samochodów, jak nie segregujemy śmieci... Nie dbamy o to, co dzieje się za naszymi czterema ścianami. Traktujemy to jako teren wspólny, czyli niczyi.

Saturday, March 5, 2011

Teściowa

Ja to mam proszę pana w życiu szczęście. No bo jak inaczej można nazwać cudowny zbieg okoliczności, kiedy wizyta teściowej przypadła w kalendarzowy Dzień Teściowej. Pofatygowała się mama aż z Dolnego Śląska. Żartowaliśmy, kupując jej bilet powrotny, żebym nakreślił w kasie kolejowej sytuację, dla kogo kupuję bilet powrotny, że dziś jest Dzień Teściowej i czy z tego powodu będzie jakaś zniżka. Nie było.

Friday, March 4, 2011

Mieszkanie 2

W życiu nie trafiłem na tak niezorganizowanych ludzi sprzedających cokolwiek, a tym bardziej mieszkanie. Chyba nie wymagam manny z nieba, spodziewając się, że właściciel chcący sprzedać mieszkanie będzie miał wszystkie istotne dokumenty przy sobie. Ja wiem, gdzie co mam w papierach. Tymczasem w tym wypadku dopiero zaczyna się szukanie dokumentów. WTF?

Tuesday, March 1, 2011

Mieszkanie

No to jak to w końcu jest? Szukamy mieszkania od 4 miesięcy. Jak już mieliśmy coś na oku, to zawsze pojawiał się jakiś minus, który przysłaniał nam plusy. A teraz z kolei, kiedy już wydawało się, że coś znaleźliśmy, ba, nawet czekamy na termin umowy przedwstępnej, to trafiliśmy na jakichś guzdrałów, bałaganiarzy, którzy nie potrafią znaleźć w swoich papierach aktu notarialnego. Tak jakby chcieli sprzedać, ale nie do końca... A przecież kolo powinien mieć już chyba wszystko przygotowane - rachunki do wglądu itd. Istna mordęga z niektórymi ludźmi...

Thursday, February 24, 2011

Kanar? Kanarka?

Miłe zaskoczenie w autobusie (już nie 180). Wskakuje do środka sympatyczna dziewczyna, wyciąga spod kurtki zawieszoną na szyi legitymację i prosi o bilety do kontroli. Fajnie. Sympatyczna odmiana w porównaniu ze smutnymi panami sprawdzającymi bilety, których łatwo zresztą rozpoznać. Tylko jak nazwać taką kontrolerkę? Kanarka? Kanarkowa?

Wednesday, February 23, 2011

Wyngiel przewiezli


Wojna będzie, przed wojną też był...

Sunday, February 20, 2011

Zza pawilonów...


Się ktoś napracował... Mural zza pawilonów przy Nowym Świecie.

Saturday, February 19, 2011

Moja gówniana obsesja


Wiem, że mam obsesję na temat tych psich gówien, ale chyba nie jestem w mniejszości...

Oto nowa kampania miasta. Ja sądzę, że to kolejne tysiące wywalone w błoto (by nie powiedzieć w gówno). Ci, którzy sprzątają po swoich psach, sprzątać będą nadal. Ci, którzy nie sprzątali, nie zaczną sprzątać mimo puszczenia w miasto tysięcy torebek na odchody.

Proponuję (jako dyplomowany konsultant PR, a co!) zaangażować do kampanii weterynarzy. Właściciel każdego psa musi raz na jakiś czas się do weterynarza udać. Nawet ci, którzy srają psami na gorszych osiedlach. Taki weterynarz podczas każdej wizyty mógłby zapytać, czy pan/pani sprząta (mniejsza o odpowiedź i o to, czy ta odpowiedź będzie prawdziwa), chodzi o wywarcie jakiejś minimalnej choćby presji. No i każdemu na odchodnym też weterynarz mógłby wręczyć torebkę.

Ale to nie wszystko - do tego megadrastyczna kampania na temat tego, że psie gówna to syf, bakterie i zarazki, w które wpadają małe dzieci na trawniku. Pamiętam przykład z UK, kiedy dziecko zatarło oko rączką, którą wcześniej upadło w psią kupę. Efekt - dziecko prawie straciło wzrok w jednym oku. Takich kampanii nam trzeba, a nie jakichś billboardów z torebkami.

No i na koniec - niestety - kolejne drastyczne pociągnięcie. Podatek od psich kup dla wszystkich. Z tych pieniędzy finansowany zakup sprzętu do sprzątania psich kup i ludzi przy tym pracujących. Dlaczego dla wszystkich? Otóż jeśli nałożymy go tylko na posiadaczy psów, ci stwierdzą, że skoro płacę to mogę srać psem bezkarnie i do woli i do tego nie sprzątać. Podatek dla wszystkich ma ten sens, że również ludziom nie będącym właścicielami psów zależy na czystym mieście, a widząc srającego psa i niesprzątającego po nim właściciela, będą mieli więcej przekonania (i racji) by zwrócić takiemu uwagę - "panie, ja płacę za pana psa sranie, pan posprząta, bo zadzwonię bo straż miejską".
Tak jak zagranicą podatek od śmieci. Dzięki temu jest dyscyplina i sortowanie.

Oczywiście wszystko to przy zachowaniu skutecznych i przede wszystkim rzeczywiście egzekwowanych kar dla właścicieli srających psami.

P.S. Z rozliczenia wyszło mi, że dostaniemy w tym roku tylko 200 zł zwrotu. Co rok coraz mniej... Life is brutal. Podatki też.

Monday, February 14, 2011

Kardynał, metro i psie kupy

Potrójny myślotok będzie dziś.

Kardynał z Krakowa znowu podpadł. Niespełna rok temu wyrwało mu się o pochówku na Wawelu, czym przyczynił się do niemałego kryzysu politycznego i społecznego. Teraz dzieli i rządzi fiolką krwi Jana Pawła II. Sorry, ale Macharskiemu nie dorasta do pięt.

ZTM rozpisał konkurs na wykonanie gadżetów promujacych budowę drugiej linii metra. Tak jakby kogoś trzeba było przekonywać, że budowa jest konieczna. Nic to. Widocznie projekt unijny zakładał produkcję gadżetów to trzeba to zrobić. Tylko że projekt jest tak szpetny, że żadna agencja nie chce się za te szkaradztwa zabrać. Nie lepiej było przeznaczyć w ramach projektu te kilkaset tysięcy na pokrycie peronów choć na jednej stacji listwami w wypustkami ostrzegającymi niewidomych przed krawędzią? A tak ZTM się będzie nadal zakrywal ustawą, która ich do tego nie zmusza, a niewidomym serce wciąz będzie szybciej bić przy zbliżaniu się do krawędzi peronu.

Na temat kup już się tu niemało nagardłowałem. Nic mi to nie dało. Nadal jestem mocno w tym temacie w... zdenerwowany. Zwłaszcza po przeczytaniu informacji, jak to urząd dzielnicy Bemowa oddał producentowi nieużywane odkurzacze do psich odchodów, które dzielnica dostała do testowania. Powód? Nikt nie chciał zająć się zbieraniem kup i dlatego nawet nie przetestowali sprzętu. No bo niby jak to tak zmusić jakiegoś urzędnika do odkurzania kup? Toż to poniżające. No i OK. Wciąż będziemy uprawiać ten slalom miedzy kupami...

Sunday, February 13, 2011

Poczucie wyższości i polskie bezrobocie

Dziś odwiedziłem nowy sklep Wierzejki, który otworzyli nieopodal. To już drugi w okolicy, czyli mała ekspansyjka, używając słownictwa biznesowego. Ale dobrze, bo i dobre mięsiwo tam mają. Wzburzyła mnie jednak jedna scena. Jedna kobieta - i to nie ta z tych marudzących starszych klientek - zaczęła pouczać i instruować jedną ze sprzedawczyń, że ta jej nie taki kawałek schabu czy jakiegos pasztetu kroiła. Kiedy użyła słów "Ogarnij się kobieto!", pomyślałem, że się przesłyszałem. Zrobiła to z takim poczuciem wyższości, że gdybym stał zaraz za nią w kolejce, to bym się nie powstrzymał, tylko zwrócił jej uwagę. Na szczęście sprzedawczyni, powiedziała trzeźwo: "Proszę na mnie nie krzyczeć".

Cała sprawa już miała się zakończyć, kiedy kasjerka (będąca chyba szefową zmiany) PRZEPRASZAŁA za zajście klientkę, tłumacząc, że to nowy sklep, nowe pracownice a "wie pani, jak teraz trudno o kogoś do pracy". I tutaj nastąpiło moje drugie zdziwienie. No bo jak to jest w końcu z tym polskim rynkiem pracy: za wysokie zasiłki czy za niskie płace?

Friday, February 11, 2011

Meller

Redaktor od "Playboya" i celebryta zniecierpliwił się na łamach swojej gazety, pisząc, że nie zagłosuje już na PO. Słusznie. Do wymienionych przez niego: nierozliczonej afery hazardowej, lokalnych aferek wyborczych, chaosu na kolei, inwigilacji dziennikarzy, uległości wobec Rosji przy rozwikływaniu katastrofy smoleńskiej i gaf Komorowskiego, ja bym dodał niespełnione obietnice wyborcze, brak jakichkolwiek działań w kierunku reformy finansów publicznych, rozdymanie administracji (akurat uwierzę, że Komorowski niezależnie od rządu decydował przy zawetowaniu 10-proc. zwolnień, miał partyjny prezydent wszystko podpisywać!), brak zapowiadanej likwidacji Senatu, gmeranie przy emeryturach, podniesienie podatków, katastrofalna sytuacja w służbie zdrowia, zamknięte i niszczejące Orliki... Czy to nie śmieszne, że jedynym ministerstwem, które zbiera w miarę dobre noty jest ministerstwo kultury? Tam nie ma się po prostu do czego przyczepić, bo to taki bezpieczny niedecyzyjny urząd.

Thursday, February 10, 2011

Płyta

Ostatnio obiegły media informacje, jakoby mieszkania w wielkiej płycie znów wracały do łask. Akurat...! Wystarczyło zobaczyć, kto robił badania, na których media oparły swoje materiały. Jedna z sieciowych agencji nieruchomości. Dlaczego media dają sie tak mamić, ulegać manipulacji, a przez to same manipulować?

Tak, z mediami w Polsce jest coraz gorzej...

Przecież to jasne jak słońce jakiej jakości są mieszkania z wielkiej płyty. W Warszawie 75-80% ofert mieszkań to właśnie płyta. Do tego skandalicznie droga. Nic więc dziwnego, że nie chce to pójść. A jeśli ludzie już kupują to dlatego, że praktycznie nic innego nie ma.

Nic więc dziwnego, że agencje robią wszystko, by pokazać walory tych mieszkań. Dziwię sie tylko, że media dały się na to złapać. Co prawda jeden z serwisów przepytywał mieszkańców bloku o wadach (zimno mimo ocieplenia, hałas związany z cienkimi ścianami), ale to tylko tyle krytyki.

Monday, February 7, 2011

Bagażnik

Ostatni cieplejszy (choć jeszcze nie wiosenny) weekend spożytkowałem na umycie i odkurzenie auta. Przy okazji uświadomiłem sobie, jaki bajzel uzbierał mi się w bagażniku. Dwie puste skrzynki po ziemniakach i słoikach od teściów z Dolnego Śląska, torba z siedmioma butelkami po Ciechanach (wożę to jak głupi, bo szkoda mi wywalić, a polskie przepisy są tak ułomne, że bez paragonu nie chcą przyjąć butelek), no i prawidziwy hit - łopata. Kiedy na początku grudnia przysypało mocno, Poznań ruszył po coś do odkopania auta, bo plastikową domową szufelką to ja sobie mogę po głowie podrapać. No a że wszyscy pomyśleli podobnie, kupno poręcznej saperki w Warszawie było cudem. A że auto trzeba było jakoś odkopać, a lód skrószyć - Poznań kupił łopatę, którą była. A że zajmuje całą szerokośc bagażnika to trudno... I tak ją będę woził, jak kretyn, aż wraz z nowym mieszkaniem nie nabędę drogą kupna piwnicy tudzież komórki lokatorskiej. Na szczęcie idealnie wpasowała się z brzegu i nie zajmuje miejsca.

Saturday, February 5, 2011

Pan PAN

Zagotowałem się. W piątek tuż przed końcem tygodnia pracy dzwoni do mnie dziennikarz z Panoramy TVP 2, który na gwałt potrzebuje prof. Jerzego Zdanowskiego, arabistę, do nagrania "setki" w temacie ostatnio popularnym. Jako że nie miałem go w bazie ekspertów, musiałem podzwonić do w sumie 3 osób, by go namierzyć, ostatecznie dodzwoniłem się też do samego profesora, pytając, czy mogę jego numer przekazać gościowi z "Panoramy". Wieczorem oglądam serwis i co widzę? Wypowiedź Jerzego Zdanowskiego podpisana "arabista, PAN". To wtedy się zagotowałem. Dziennikarz dostaje ode mnie namiar, to mogłem przynajmniej oczekiwać, że podpisze wypowiadającego się "SGH". No tak czy nie? Albo pan profesor zażyczył sobie inaczej (w co wątpię), albo dziennikarz olał podpis, bądź ten od pasków miał za mało miejsca. Oj zadzwonię ja sobie do pana redaktora w poniedziałek, zadzwonię... To musztarda po obiedzie, ale po prostu zapytam: why?

Friday, February 4, 2011

Gimnastyka

Ja tu po prostu nie pasuję... Czekam z utęsknieniem, aż zrobi się cieplej, kiedy będę mógł znowu zacząć chodzić na basen czy w końcu umówić się z kimś na granie w nogę. Ta siłownia to tak trochę z musu. Dlaczego do niej nie pasuję? Rozmowa w szatni między dwoma dużymi panami:
"Co dzisiaj robisz?" - pada pytanie. Myślę sobie, panowie ustalają plany popołudniowo-wieczorne. Ale gdzie tam. Odpowiedź brzmi: "Triceps". Na to ten pierwszy z kolei: "A ja brzuch dziś robię". No i powiedzcie sami, jak tam można wytrzymać?

Jeśli dodam do tego ogromne lustro, przed którym każdy z tych panów obowiązkowo zatrzymuje się, by przygładzić odzież, czuprynę oraz wetkąć sobie zamszyście słuchawki w uszy przed wejściem na salę ze sprzętami, chyba mnie zrozumiecie. I nie pociesza mnie nawet fakt, że klub przenosi się na dół i będzie więcej miejsca (ciekawostka - w miejsce po SilverScreenie na Puławskiej), więc nie będę musiał czekać aż jeden pan z drugim łaskawie opuszczą wiosła, co by Poznań mógł pomachać sobie jak zwykle przez 1,5 kilometra.

Choć przyznam też, że pozory moga mylić, bo panowie są świadomi ogólnej sytuacji polityczno-społecznej. Jeden powiedział (podczas kiedy drugi wyciskał ilestam kilo), że niedługo nie trzeba będzie wyjeżdżać do Egiptu, by na ulicach poczuć takie atrakcje jak w Kairze. Kiedy tylko okaże się, jak naprawdę wygląda stan finansów w Polsce, a gmeranie w emeryturach okaże się nieskuteczne, ludzie naprawdę mogą wyjść na ulice co najmniej tak jak kilka lat temu na Węgrzech. Ciekawe przemyślenia...

Wednesday, February 2, 2011

Fryzjer

Nie będzie tym razem o słynnej restauracji w Kazimierzu, choć karmią tam dobrze ;).
Ja o tym dosłownym... Odradzam męskiego fryzjera w Europleksie na Puławskiej. Zapisałem się tam na siłownię (czy też: gimnastykę), aby przez miesiące zimowe nie sflaczeć. Przy okazji dostałem kupon-zniżkę na usługi w ichnim salonie fryzjerskim. Myślę sobie - i tak muszę iśc do fryzjera. Ta myśl była nazanaczona błędem od pierwszego momentu, kiedy mi zaświtała w głowie. Czułem się na fotelu jak obiekt eksperymentu. A potem i tak się okazało, że tyle ścinania na nic, bo właściwie wszystko zostało. Aż dziwne, że nie zauważyłem tego od razu. Chytry dwa razy traci, Poznań! Nic na fryzjerze za sprawą zniżki nie zaoszczędzilem, bo musiałem w ciągu niespełna miesiąca wybrać się pod nożyce ponownie.

Tym razem jednak wybrałem sprawdzoną panią Krysię w zakładzie fryzjerskim pod blokiem. A właściwie panią Małgosię. Poszło jak z płatka i zapłaciłem stałą stawkę, czyli zwanzig. A przy okazji nasłuchałem się, jak to pani Małgosia z właścicielką zakładu nie zamkną na tydzień interesu, a zamknąc miały, by pojechać na wczasy. Gdzie na wczasy? Ano do Egiptu polecieć miały. I wszystko jasne...

Monday, January 31, 2011

Z cyklu wspominki - Opole? Nie ma...

Dziś miałem do czynienia z zabawną sytuacją. Podczas wypisywania recepty lekarka zapytała mnie o odpowiednią kase chorych.
Mówię: Opolska.
Jakie to województwo? - ona się pyta.
Jak to jakie? Opolskie - odpowiadam.
Nie ma takiego - poważnie mówi do mnie doktor medycyny pracy pani Agnieszka bodaj Mazurek.
Jak to nie ma? - pytam. (Jeszcze wczoraj było - miałem dodać, ale nie chciałem wprowadzać bardziej krępujacej dla lekarza sytuacji).
No, od 20 lat już nie istnieje... - słyszę.
Już miałem się roześmiać, kiedy na monitorze w rozwiniętej liście kas chorych znalazła "opolska" i potrzebny do recepty numer.
A już myślałem, że coś przespałem. Po wyjściu zorientowałem sie też, że to kasy chorych nie istnieją, w 2003 r. zastąpiły je przecież NFZ. Chyba powinienem przemyśleć zażycie leku, ktory mi ten lekarz przepisał...

Sunday, January 30, 2011

Komedia

Widzę na billboardzie reklamę jakiejś kolejnej wspaniałej polskiej komedii: "Jak się pozbyć cellulitu". Super. Zastanawiam się, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł komedii pt. "Jak się pozbyć łysiny", "Jak się pozbyć ciąży spożywczej" albo "Jak się pozbyć zaburzeń erekcji". Kobiety! I Wy na to pozwalacie?!

Thursday, January 27, 2011

Rodaczka

Ta polska łaska pańska to na pstrym koniu jeżdzi jednak, pomyślałem sobie, słuchając dziś rano radia. Jak Caroline Wozniacki wiedzie się w turniejach tenisowych, jest wtedy w mediach Karoliną Wożniacką, a my leczymy swoje narodowe kompleksy braku sukcesów w wielkim sporcie. Kiedy odpada... jest znowu tylko Caroline Wozniacki, Dunką polskiego pochodzenia.

Wednesday, January 26, 2011

Podwójne zaskoczenie

Trochę jednak zmieniło się w tej Warszawie po moim powrocie. I nie mam tu na myśli powrotu po trzydniowym pobycie w Kazimierzu, ale po powrocie do pisania bloga.

Mógłbym przysiąc, że wylewałem tu swoje żale na temat ścisku w autobusie linii 180, którym kiedyś przychodziło mi podróżować do pracy - aż na Powązki (tylko żeby nie zabrzmiało dwuznacznie - siedziba firmy mieściła się właśnie w tej części Żoliborza). 180 to tzw. trasa turystyczna, która prowadzi m.in. przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Jednak w tygodniu i to w godzinach szczytu każdy autobus wypełniony był ludźmi jak puszka paprykarzem szczecińskim. I tymi zmierzającymi do swoich zakładów pracy i emerytami, którzy jechali na Powązki (te właściwe) zajmować się grobami bliskich. Swoją drogą zawsze zastanawiało mnie dlaczego taka starsza pani jedna z drugą wybiera sobie poranne godziny szczytu na dojazd na Powązki - mogłaby przeczekać tę godzinkę, ale nie... Jedzie w ścisku i wiezie jeszcze wiadro, baniak z wodą i chryzantemy...

Linia 180 turystyczna w takim wydaniu z pewnością była atrakcyjną formą transportu dla turystów. Zwłaszcza kiedy nie mogli wcisnąć się do środka. A jeśli już im się to jakoś udało - kolejne atrakcje. Krew, pot i łzy, a zwłaszcza to drugie. Więcej się rozpisywać nie będę, bo łatwo sobie wyobrazić, że ludziom zaczyna w takich okolicznościach łagodnie mówiąc doskwierać, że napis "zamykać okna, klimatyzacja włączona" ma tyle wspólnego z prawdą, co obietnice wyborcze PO.

Tak było. Marzyłem o chwili, kiedy ZTM pójdzie po rozum do głowy i na te obleganą trasę przerzuci większe, dłuższe, przegubowe autobusy. Pisałem nawet taką pamiętam propozycję do ZTM. Niestety skrzynka kontaktowa była tam na stronie chyba tylko dla picu.

Jakież było moje pozytywne zaskoczenie, kiedy ostatnio wracając z pracy patrzę i widzę... 180 jak malowane jeździ w tygodniu w szczycie przegubowymi. Może jeszcze nie każdy kurs, nie każdy autobus, ale jednak. Ktoś z zarządu chyba musiał w złym czasie przejechać się 180-tką i poczuł na własnej skórze, co oznacza podróż tą linią w godzinach szczytu od Sadyby po Foksal zwłaszcza. Brawo!

No dobrze, tylko dlaczego to wszystko stało się dopiero wtedy, kiedy ja nie pracuję już gdzie indziej i ze 180 korzystać nie muszę???

P.S. A drugie zaskoczenie jest takie, że mógłbym naprawdę przysiąc, że się temacie zapchanej 180-tki już tu wypowiadałem. Lecz tego posta coś znaleźć nie mogie...

Tuesday, January 25, 2011

Mój warszawocentryzm

Złapałem się wczoraj na czymś dziwnym. Stojąc wśród osób z różnych części kraju, a na pewno spoza Warszawy, odpowiadając w luźnej rozmowie na pytanie, gdzie mieszkam, odpaliłem: "Na Gagarina". I od razu wiedziałem, że palnąłem głupstwo, co zresztą uświadomili mi rozmówcy. Rzeczywiście, odpowiedziałem tak, jakby wszyscy mieli znać na pamięć topografię Warszawy. Tak jakby wszyscy wokół, i ci z Wałbrzycha, i ci z Katowic, i co z Opola, od razu wiedzieli, gdzie dokładnie jest ta ulica. Oczywiście za chwilę wytłumaczyłem lokalizację dokładniej (Mokotów, tuż pod Łazienkami), ale pozostała mi w głowie myśl, że powinienem odwrócić tłumaczenie. A tak zajechało jakimś mądralą...

Czy to już znaczy, że przestałem być obcy w Warszawie? Dobrze chyba, że zmieniłem nazwę tego bloga.

Wobec wczorajszej historii sam sobie postanowiłem wymierzyć karę. Poniżej zdjęcie z ubikacji jednej z knajpek w Kazimierzu, skąd piszę te słowa. Dekoracja ze starej reklamy.

Monday, January 24, 2011

Hej, to znowu ja!

Z ogromnym zaskoczeniem, ale i pewną satysfakcją odebrałem fakt, że na niniejszy blog (choć niekatualizowany już prawie z rok) trafiły ostatnio dwie osoby. Co więcej, nawet go pochwaliły. Najpierw - już jakiś czas temu - była to koleżanka ze studiów podyplomowych, a teraz kolega z Wałbrzycha (Edward! dzięki!). Nie ma większej motywacji i moblizacji do powrotu do bloga niż właśnie takie opinie. Dlatego dajcie mi chwilkę na zebranie myśli i kontynuację wpisów. Zaniedbanie to wynikało ze zmiany pracy i braku czasu, ale skoro mam publikę w postaci co najmniej dwóch wiernych Czytelników (właściwie dwoje) nie wypada choćby dla nich nie pisać. Zgodnie z sugestią zmienię jednak tytuł bloga na inny, bo ta Warszawa już nie jest dla mnie taka obca.

Do czasu nowego wpisu linkuję do efektu Projektu Warszawiak. Bez żadnych podtekstów. Przypominam, że oryginalnie to jest piosenka Stanisława Grzesiuka i wciąż jest grana przez warszawskie kapele podwórkowe.