Friday, February 26, 2010

Przebiśniegi

Problemem z topniejącym śniegiem w Polsce jest zawsze to, że odkrywa nasz gówniany problem. Chyba nie ma innej pory roku niż wiosna, kiedy bardziej doskwiera widok psich odchodów wokół, kiedy śnieg stopniał, a zieleń jeszcze nie zdążyła ich zakamuflować. Na blokowiskach jest to szczególnie widoczne. A przecież tak być nie musi...

Dlaczego istnieje tak ogromne społeczne przyzwolenie na sranie psami gdzie popadnie. Przecież to złe i naganne, a jednak właściciele srających psów uważają, że wszystko jest OK.

Zastanawiałem się nie raz, dlaczego tak się dzieje. Doszedłem do wniosku, że my po prostu nie zwracamy uwagi właścicielom psów. Oczywiście, gówna nam przeszkadzają, kiedy trzeba między nimi lawirować lub kiedy ten slalom zakończy się porażką. Ale jakoś nie wpadniemy na pomysł, żeby powiedzieć właścielowi odsrywającego się na naszych oczach pieska: "Może by tak Pan/Pani po piesku posprzątała?". Tymczasem pies i właściciel oddalają się, a gówno zostaje.

Zachowujemy się, jakby sranie psami gdzie popadnie było zupełnie naturalne. Albo boimy się czy wstydzimy zwracać uwagę, choć przecież to nie my, a oni robią coś nie w porządku. To tym bardziej dziwi, bo to właśnie właściciele powinni się wstydzić nieposprzątanego gówna. Z pewnością obawiamy się z pewnością także pyskówki ze strony właściciela psa.

Inną sprawą jest brak jakiegokolwiek poszanowania dla innych. Bo przecież rzadziej natrafimy na psie gówno w nowym grodzonym osiedlu, gdzie istnieje większe poszanowanie cudzej własności ale też i większe poczucie odpowiedzialności. Na blokowisku z gomułkowskiej epoki podwórko uważa się za teren wspólny a zarazem ziemię niczyją, więc można srać ile popadnie.

W "Dniu Świra" problem został być może wyolbrzymiony, ale jest prawdziwy.

Tuesday, February 23, 2010

Chopin panie, Chopin...

Z okazji 200. rocznicy urodzin na Krakowskim Przedmieściu ustawiono marmurowe ławki, które po przyciśnięciu guzika odgrywają utwory Chopina. Na ławkach jest też mapa z miejscami w Warszawie związanymi z Chopinem. Turyści mogą tym chopinowskim szlakiem podążać. Sęk w tym, że 4 z 14 ławek ustawiono odwrotnie. Czyli że np. ławka stojąca naprzeciw kościoła św. Krzyża wskazuje Park Ujazdowski w kierunku gdzie znajduje się Starówka. Ja już niczego nie rozumiem, czy rzeczywiście u nas można cokolwiek zrobić bez żadnego fakapu?

Thursday, February 18, 2010

Idzie wiosna. Tym razem na pewno...

Nie wiem jak tam świstak Phil z wioski i dziwnej nazwie w Pensylwanii, ale ja czuję, że nadchodzi. Dowód? W miejscu, w którym przez ostatnie 7 tygodni było biało nareszcie zobaczyłem kawałek ziemi. jest coraz cieplej, wszystko się topi, sople nabierają długości, a ruch w kebabowni pod blokiem nabiera rumieńców, mimo braku tam automatów do gry...

Wednesday, February 17, 2010

ZUS srus 2

Widzę to nie pierwszy raz i właściwie nie zaskakuje mnie, a pokrywa z moimi oczekiwaniami. Ok. 15:30 wyszedłem dziś z pracy do pobliskiej piekarni. Pracuję niedaleko nowego budynku ZUS-u, tego centralnego dla całej Polski. Tak, dokładnie tego, o którym to mówiono, że kosztował jakieś 180 milionów. Mniejsza o to... O 15:30 na przystanku autobusowym oddalonym od budynku ZUSu jakieś 500 metrów co najmniej już kłębi się tłum pracowników ZUSu. Do której Ci ludzie pracują, jeśli o 15:30 stoją już na przystanku? Czy rzeczywiście jest tak, jak w niedawno przeczytanym przez mnie tekście, że o 15:15 komputery są już wyłączone, a palta zarzucone na ramiona w oczekiwaniu na godzinę "0".

Dlaczego nie można wprowadzić w tym najbardziej znienawidzonym urzędzie w Polsce trybu zmianowego, tak żeby każdy podatnik, który ten urząd utrzymuje, mógł coś załatwić po południu? W tej sytuacji nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, że składek ZUS nie płacę. Wolę inne formy oszczędzania na emeryturę, a za opiekę medyczną płacę sam.

Thursday, February 11, 2010

75 tysięcy za ciastko


Minął rok od ogłoszenia konkursu dla cukierników warszawskich na nowe ciastko warszawskie. Nie wiem dlaczego komuś przyszło do głowy zastępowanie wuzetki czymś zupełnie nowym, ale widocznie w ratuszu ktoś musiał się wykazać. Wymyślono więc Zygmuntówkę, w której promocję następnie w ciągu roku wpakowano 75 tys. zł. Zdarzyło się, że widziałem w którejś tam cukierni plakacik, ale ciastka ani na własne oczy nie widziałem ani tym bardziej nie próbowałem. Jakieś takie za bardzo dla mnie "masiaste". Pytanie teraz: czy jestem w mniejszości, czy to naprawdę było potrzebne, czy warszawiacy kojarzą ciastko, czy te pieniądze można było przeznaczyć na coś pożyteczniejszego...? Np. zakup dostawczaka dla jakiegoś domu dziecka. Tylko proszę mi nie zarzucać tu malkontenctwa. Mimo że ratusz może twierdzić inaczej, dla mnie efekty tej rocznej akcji to porażka.

Sunday, February 7, 2010

Spinki się znalazły!

Chodziły mi po głowie od kilku ładnych tygodni. Z większym lub mniejszym natężeniem w zależności od tego, czy przywdziewałem koszulę i przypominałem sobie właśnie o braku moich ulubionych (bo ślubnych) spinek do mankietów. Rzadko zdarza mi się cokolwiek zgubić, ale jeśli już to nastąpi, przeżywam to niemiłosiernie. Nawet jeśli chodzi o jakąś pierdółkę. Przeszukałem nawet gruntownie wszystkie swoje torby, gajery, pokrowce, marynarki i zakamarki. Bezskutecznie...

Swojej rozpaczy dałem raz nawet upust na facebooku. Gdzieś podskórnie czułem jednak, że sprawa nie jest zamknięta.

Rozwiązanie nastąpiło w ten weekend. Odebrałem wywołane zdjęcia, które zahaczały jeszcze o wesele mojego kuzyna w minione lato. Przeglądam te zdjęcia i patrzę. I co widzę, że na zdjęciach mam już podkasane rękawy. Dedukuję - było gorąco, żeby podkasać rękawy musiałem pozbyć się spinek, na zdjęciu wykonanym na zewnątrz było jeszcze jasno, więc nie byłem jeszcze pijany, a zatem nie mogłem ich gdzieś tam sobie beztrosko posiać.

I nagle mnie olśniło! "Kasiu!" - pytam. "Którą torebkę miałaś na weselu?". A że jest ona bardzo letnia (torebka w sensie, nie Kasia), o tej porze roku zalega gdzieś na dnie szafy. Dokopaliśmy się do niej po ładnej chwili, bo tych torebek w tej szafie jednak trochę jest. Kasia zanurzyła dłoń w tej różowej i po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Na mojej tym bardziej. Victory!!!

Wednesday, February 3, 2010

Panie Premierze, oby Pan się nie przejechał

Opadły już trochę emocje po rezygnacji Tuska z udziału w wyborach prezydenckich, a ja wciąż nie potrafię zrozumieć tej decyzji. Jakoś nie mogę uwierzyć w jego bohaterska pozę, że zamiast "dekoracyjnej" - jak to określił - funkcji woli walczyć o rozwój cywilizacyjny Polski.

Skoro to tak mniejsza funkcja, dlaczego starał się o nią 5 lat temu? Czy przestraszył się ewentualnej drugiej porażki, która mogłaby zmieść go z funkcji wodza PO? W sondażach co prawda prowadził, ale prowadził w nich też 5 lat temu, a jak się skończyło wszyscy wiemy. Czy może chodziło o brak jednego konkretnego następcy na stanowisku lidera partii? Po odejściu Tuska na Krakowskie Przedmieście nie mógłby on już tak bardzo angażować się w swoją partię, ryzykując rozłam w i tak już podzielonej formacji.

Po ogłoszeniu swojej decyzji oczywiście wszyscy komentatorzy uderzyli w ten sam ton: no oczywiście, przecież wszystko wskazywało na to, że zrezygnuje. A prawda jest taka, że wszyscy byli zaskoczeni...

Dzień po słynnej już decyzji Tusk przedstawił plan reform, dla którego zrezygnował z ewentualnej prezydentury. Sęk w tym, że przedstawił w nim to, co trzeba zrobić, a o czym mówi się od lat. Nie powiedział natomiast, jak należy to zrobić, zakrywając się szeroko pojętym hasłem "konsultacji społecznych". Ja już wiem, jak te konsultacje będą wyglądać. Mundurowi wyjdą na ulice, bo za Chiny nie będą chcieli pozbyć się swoich przywilejów emerytalnych, podobnie jak rolnicy KRUSu, choć to akurat w planie się nawet nie pojawiło. Wiadomo, że koalicyjny PSL uderzyłby w płacz. A bez PSL co by nie mówić PO leży.

To pozwala wysnuć wniosek, że tak naprawdę na gadaniu się poprzestanie. Wszystko ze względu na trwającą non-stop kampanie wyborczą. Tuskowi trudno będzie zaryzykować radykalne, ale potrzebne reformy. Bo przecież zawsze narazi się którejś z grup społecznych. A przecież nawet bez Tuska trwać będzie kampania wyborcza, teraz prezydencka, samorządowa, w przyszłym parlamantarna... Zawsze będzie można się komuś narazić, a po co?

Tymczasem dla mnie decyzja Tuska jest strzałem w stopę i pozwala sądzić, że PO przegra te wybory. Tusk zamiast namaścić od razu jakiegoś następcę w tym wyścigu, wskazał dwóch - Sikorski i Komorowski - co tylko doprowadzi do podziałów w partii. Tusk błędnie założył, że całe poparcie dla jego osoby przejdzie na kogokolwiek innego w partii. Zamiast grać już na następcę i budować poparcie dla niego, PO wybierze kandydata na konwencji w maju, tracąc co najmniej 3 cenne miesiące. Sam premier bardzo zresztą zmotywował do startu ewentualnych kandydatów tłumacząc, jak ograniczoną funkcją jest prezydentura.

I pewnie będzie to Komorowski, bo z całym szacunkiem dla Sikorskiego, będzie on łatwym celem dla propagandzistów PiS ze względu na żonę. Może to nie być przeszkoda dla wielu wiernych wyborców PO, ale nie zapominajmy, że istnieje duża grupa niezdecydowanych do końca, która podejmuje decyzje pod wpływem takich numerów jak "dziadek w Wehrmachcie". Tak tez może być tym razem z Sikorskim i Applebaum. PO jest znów zbyt pewna siebie, zbyt pewna zwycięstwa jak dwukrotnie w 2005 roku. To się na niej może zemścić...

Monday, February 1, 2010

Z cyklu warszawskie absurdy: pętla Esperanto

Kiedy zdarzy mi się brać 180 do pracy, mijam ją za każdym razem. Oddana do użytku kilka miesięcy temu, z pięknymi zatoczkami, nową wiatą, chodniczkami wyłożonymi kostką, nowy asfalt i budynek socjalny dla kierowców. I właśnie o ten ostatni chodzi. Do tej pory budynek nie został oddany do użytku, bo ZTM nie mogło dogadać się z RWE w sprawie przyłączenia tam prądu. Biedni kierowcy mogą więc tylko patrzeć na zamknięty budyneczek, grzać się jak dotychczas w autobusach, a potrzeby fizjologiczne załatwiać w stojącym nieopodal toitoiu, jeśli akurat na pętli jest kierowca z kluczem do kłódki. W przeciwnym razie lejemy za budynek socjalny...