Sunday, July 24, 2011

Ofiary

Miałem ostatnio do czynienia z kilkoma osobami w wieku 50+ pochodzącym z zagranicy, dla których pobyt w Polsce był ich pierwszym u nas pobytem w życiu. Nie wiem czy to kwestia wieku, czy po prostu jakiś rodzaj szoku kulturowego, ale niektóre z tych osób poruszali się po Warszawie jak dzieci we mgle. Dwa przykłady. Mężczyzna prosi o taksówkę na telefon. Bardzo zależało mu na tym, by była to taksówka koloru żółtego, bo inaczej skąd będzie wiedział, że akurat ta taksówka, która podjechała pod wskazany adres jest jego... Nie wiem, czego oni się o Polsce naczytali przed przyjazdem tutaj, ale obawa przed zatrzymywaniem taksówki na ulicy była ogromna. Inny przykład: pobyt na poczcie. Pomagałem Amerykance wysłać przesyłkę. Zachowywała się, jakby pieewszy raz widziała pocztę z kilkoma okienkami i systemem numerkowym. Powaliło mnie natomiast pytanie o security - prześwietlanie przesyłek. Mówię jej, pewnie, ale dopiero na lotnisku. Przecież u Was też nie robią tego w okienku pocztowym? Później dowiedziałem się, że Pani była gdzieś z upstate New York, więc pewnie tam jest jeden Pan pocztowy i urząd bez okienek.

Czułem jakąś chorą cichą satysfakcję z faktu, że my potrafimy sobie poradzić zagranicą, gdziekolwiek się znajdziemy, a oni - a zwłaszcza Amerykanie - zostawieni sami sobie u nas mogą zginąć.

Thursday, July 21, 2011

Ekologia

Zawsze wiedziałem, że przesada w zachowaniach proekologicznych może zaszkodzić...

Saturday, July 16, 2011

Szewc



No i się nie rozczarowałem... Szewc z Rakowieckiej znów uraczył mnie opowiastką przy okazji odbierania butów. Spisał się na medal. No i na odchodnym życzył, "by się dobrze chodziły".

Tak jak pisałem niedawno na FB, szczerze polecam tego szewca przy Rakowieckiej 43A. Już coraz rzadziej można spotkać takich pasjonatów, rzemieślników-gawędziarzy. Co oddaję buty do naprawy to najpierw dowiem sie, co pan szewc będzie butom robił, by przy odbiorze usłyszeć, co z butami dokładnie zrobił. Do tego wszystko okraszone zawsze anegdotą o kliencie... A do tego jest tani.

P.S. I Michał, to chyba raczej nie jest ten od "wszechstronnego rozciągania obuwia".

P.P.S. Czy teraz zaczną nam wyskakiwać reklamy naprawy obuwia?

Wednesday, July 13, 2011

Cud (nad Wisłą)

Tak niewiele potrzeba, by dać ludziom trochę szczęścia i odrobinę relaksu. Bezpośrednio nad Wisłą - tak na wysokości BUW-u i jakieś 300 metrów na północ od Centrum Nauki Kopernik, stoi sobie... no właśnie, ni to lokal ni to klub. Otoczone parkanem kilkaset metrów kwadratowych pod gołym niebem, drewniane palety do siedzenia, lane z beczki za 7-8 zł, dwa baraki (w jednym sprzedaje się alkohol, drugi zaaranżowany na scenę muzyczną). Obok przenośne kibelki i pielgrzymkowe umywalki. Tak niewiele, a okazało się pomysłem w dechę i strzałem w dziesiątkę. Nie żebym tutaj kadził, ale miejsce jest ciekawe, niecodzienne, spokojne, a jeszcze wieczorem przy pozapalanych światłach miasta (Most Świętkorzyski, Śląsko-Dąbrowski, stadion, bazylika na Pradze). I jeszcze tylko ta Wisła mogłaby być czystsza. Na szczęście z tarasu na jednym z baraków jej bezpośrednio nie widać, chyba że się człowiek wychyli...

Po pierwszej mojej tam wizycie - zdecydowanie polecam! I uwaga - siedzenie po turecku grozi wielokrotnym rozlaniem wina...

Oby się nie zepsuło jak przereklamowane PKP Powiśle, gdzie ostatnio dostałem ciepłego Ciechana (oczywiście z prawie 100-proc. przebitką cenową).

P.S. Odkąd pochwaliłem darmowy szalet w Ogrodzie Krasińskich prześladują mnie na tym blogu reklamy toitoiek. Muszę szybko zmienić temat... Niestety w powyższym tekście, też wspominam o kibelkach. Się przykleiło...