Monday, January 31, 2011

Z cyklu wspominki - Opole? Nie ma...

Dziś miałem do czynienia z zabawną sytuacją. Podczas wypisywania recepty lekarka zapytała mnie o odpowiednią kase chorych.
Mówię: Opolska.
Jakie to województwo? - ona się pyta.
Jak to jakie? Opolskie - odpowiadam.
Nie ma takiego - poważnie mówi do mnie doktor medycyny pracy pani Agnieszka bodaj Mazurek.
Jak to nie ma? - pytam. (Jeszcze wczoraj było - miałem dodać, ale nie chciałem wprowadzać bardziej krępujacej dla lekarza sytuacji).
No, od 20 lat już nie istnieje... - słyszę.
Już miałem się roześmiać, kiedy na monitorze w rozwiniętej liście kas chorych znalazła "opolska" i potrzebny do recepty numer.
A już myślałem, że coś przespałem. Po wyjściu zorientowałem sie też, że to kasy chorych nie istnieją, w 2003 r. zastąpiły je przecież NFZ. Chyba powinienem przemyśleć zażycie leku, ktory mi ten lekarz przepisał...

Sunday, January 30, 2011

Komedia

Widzę na billboardzie reklamę jakiejś kolejnej wspaniałej polskiej komedii: "Jak się pozbyć cellulitu". Super. Zastanawiam się, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł komedii pt. "Jak się pozbyć łysiny", "Jak się pozbyć ciąży spożywczej" albo "Jak się pozbyć zaburzeń erekcji". Kobiety! I Wy na to pozwalacie?!

Thursday, January 27, 2011

Rodaczka

Ta polska łaska pańska to na pstrym koniu jeżdzi jednak, pomyślałem sobie, słuchając dziś rano radia. Jak Caroline Wozniacki wiedzie się w turniejach tenisowych, jest wtedy w mediach Karoliną Wożniacką, a my leczymy swoje narodowe kompleksy braku sukcesów w wielkim sporcie. Kiedy odpada... jest znowu tylko Caroline Wozniacki, Dunką polskiego pochodzenia.

Wednesday, January 26, 2011

Podwójne zaskoczenie

Trochę jednak zmieniło się w tej Warszawie po moim powrocie. I nie mam tu na myśli powrotu po trzydniowym pobycie w Kazimierzu, ale po powrocie do pisania bloga.

Mógłbym przysiąc, że wylewałem tu swoje żale na temat ścisku w autobusie linii 180, którym kiedyś przychodziło mi podróżować do pracy - aż na Powązki (tylko żeby nie zabrzmiało dwuznacznie - siedziba firmy mieściła się właśnie w tej części Żoliborza). 180 to tzw. trasa turystyczna, która prowadzi m.in. przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Jednak w tygodniu i to w godzinach szczytu każdy autobus wypełniony był ludźmi jak puszka paprykarzem szczecińskim. I tymi zmierzającymi do swoich zakładów pracy i emerytami, którzy jechali na Powązki (te właściwe) zajmować się grobami bliskich. Swoją drogą zawsze zastanawiało mnie dlaczego taka starsza pani jedna z drugą wybiera sobie poranne godziny szczytu na dojazd na Powązki - mogłaby przeczekać tę godzinkę, ale nie... Jedzie w ścisku i wiezie jeszcze wiadro, baniak z wodą i chryzantemy...

Linia 180 turystyczna w takim wydaniu z pewnością była atrakcyjną formą transportu dla turystów. Zwłaszcza kiedy nie mogli wcisnąć się do środka. A jeśli już im się to jakoś udało - kolejne atrakcje. Krew, pot i łzy, a zwłaszcza to drugie. Więcej się rozpisywać nie będę, bo łatwo sobie wyobrazić, że ludziom zaczyna w takich okolicznościach łagodnie mówiąc doskwierać, że napis "zamykać okna, klimatyzacja włączona" ma tyle wspólnego z prawdą, co obietnice wyborcze PO.

Tak było. Marzyłem o chwili, kiedy ZTM pójdzie po rozum do głowy i na te obleganą trasę przerzuci większe, dłuższe, przegubowe autobusy. Pisałem nawet taką pamiętam propozycję do ZTM. Niestety skrzynka kontaktowa była tam na stronie chyba tylko dla picu.

Jakież było moje pozytywne zaskoczenie, kiedy ostatnio wracając z pracy patrzę i widzę... 180 jak malowane jeździ w tygodniu w szczycie przegubowymi. Może jeszcze nie każdy kurs, nie każdy autobus, ale jednak. Ktoś z zarządu chyba musiał w złym czasie przejechać się 180-tką i poczuł na własnej skórze, co oznacza podróż tą linią w godzinach szczytu od Sadyby po Foksal zwłaszcza. Brawo!

No dobrze, tylko dlaczego to wszystko stało się dopiero wtedy, kiedy ja nie pracuję już gdzie indziej i ze 180 korzystać nie muszę???

P.S. A drugie zaskoczenie jest takie, że mógłbym naprawdę przysiąc, że się temacie zapchanej 180-tki już tu wypowiadałem. Lecz tego posta coś znaleźć nie mogie...

Tuesday, January 25, 2011

Mój warszawocentryzm

Złapałem się wczoraj na czymś dziwnym. Stojąc wśród osób z różnych części kraju, a na pewno spoza Warszawy, odpowiadając w luźnej rozmowie na pytanie, gdzie mieszkam, odpaliłem: "Na Gagarina". I od razu wiedziałem, że palnąłem głupstwo, co zresztą uświadomili mi rozmówcy. Rzeczywiście, odpowiedziałem tak, jakby wszyscy mieli znać na pamięć topografię Warszawy. Tak jakby wszyscy wokół, i ci z Wałbrzycha, i ci z Katowic, i co z Opola, od razu wiedzieli, gdzie dokładnie jest ta ulica. Oczywiście za chwilę wytłumaczyłem lokalizację dokładniej (Mokotów, tuż pod Łazienkami), ale pozostała mi w głowie myśl, że powinienem odwrócić tłumaczenie. A tak zajechało jakimś mądralą...

Czy to już znaczy, że przestałem być obcy w Warszawie? Dobrze chyba, że zmieniłem nazwę tego bloga.

Wobec wczorajszej historii sam sobie postanowiłem wymierzyć karę. Poniżej zdjęcie z ubikacji jednej z knajpek w Kazimierzu, skąd piszę te słowa. Dekoracja ze starej reklamy.

Monday, January 24, 2011

Hej, to znowu ja!

Z ogromnym zaskoczeniem, ale i pewną satysfakcją odebrałem fakt, że na niniejszy blog (choć niekatualizowany już prawie z rok) trafiły ostatnio dwie osoby. Co więcej, nawet go pochwaliły. Najpierw - już jakiś czas temu - była to koleżanka ze studiów podyplomowych, a teraz kolega z Wałbrzycha (Edward! dzięki!). Nie ma większej motywacji i moblizacji do powrotu do bloga niż właśnie takie opinie. Dlatego dajcie mi chwilkę na zebranie myśli i kontynuację wpisów. Zaniedbanie to wynikało ze zmiany pracy i braku czasu, ale skoro mam publikę w postaci co najmniej dwóch wiernych Czytelników (właściwie dwoje) nie wypada choćby dla nich nie pisać. Zgodnie z sugestią zmienię jednak tytuł bloga na inny, bo ta Warszawa już nie jest dla mnie taka obca.

Do czasu nowego wpisu linkuję do efektu Projektu Warszawiak. Bez żadnych podtekstów. Przypominam, że oryginalnie to jest piosenka Stanisława Grzesiuka i wciąż jest grana przez warszawskie kapele podwórkowe.