Saturday, March 27, 2010

Kto zgasił światło?

Nie neguję istoty dbałości o naszą planetę i nakłaniania do oszczędzania prądu. Mam jednak wiele wątpliwości odnośnie akcji godzina dla ziemi. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że dbałość o Ziemię (i nasze rachunki) za sprawą oszczędzania prądu powinno nam wejść w nawyk niezależnie od społecznych kampanii. Tym bardziej śmieszy mnie, jak trujące, śmiecące i zużywające masę energii firmy demonstracyjnie przyłączają się do akcji wyłączenia (lub ściemnienia jak w sklepach) na chwilę światła (bo że wytrzymają godzinę to wątpię).

Kiedy efektowna chwila zaciemnienia minie jedziemy pełną parą dalej i tak liczniki będą się kręcić aż do następnego roku, następnej godziny ziemi, żeby znowu się pokazać, jacy to jesteśmy dbający. Oczywiście teraz wszyscy się będę chwalić o uczestnictwie w akcji. Dam sobie rękę uciąć, że w poniedziałek w służbowej skrzynce będzie na mnie w tej sprawie czekało kilka co najmniej maili, jacy to jesteśmy eko i modni i och i ach... Ile papieru poszło na plakaty i informacje o akcji to nie wspomnę. Światłem oszczędzili kilka chwil życia planecie, ale wbili jej noż z innej strony...

Tymczasem marzeniem byłoby, gdyby wszyscy Ci hipokryci zachowywali się tak codziennie.

Rok temu słyszałem wypowiedź jakiegoś energetyka, który mówił, że po takiej akcji kiedy już wszyscy włączają znowu światło pobór mocy jest tak duży, że cały cel "godziny dla Ziemi" idzie w łeb. Ja proponuję na przyszły rok całkowite przymusowe zaciemnienie, łącznie a administratorami wyłączającymi prąd w budynkach i służbami miejskimi wyłączającymi metro i światła na skrzyżowaniach. To by dopiero było efektowne... Obcy sobie ludzie wyszliby z domów na ulicę i przynajmniej by się trochę pointegrowali. I tak by słodko mijał czas do momentu pierwszego szabrowania sklepów...

P.S. Duch kreatywności w narodzie nie ginie. Na facebooku trafiłem na Edison Hour, kontrakcję dla "godziny dla Ziemi", polegającą na włączeniu światła na godzinę na znak radości z postępu technologicznego :)

Sunday, March 7, 2010

Alicja Tysiąc vs Hanna i Tomasz Lis

Sąd odrzucił apelację "Gościa Niedzielnego" i tygodnik oprócz przeprosin Alicji Tysiąc będzie musiał jej zapłacić 30 tys. zł. Sprawa znana, poszło o tekst dotyczący niedoszłej aborcji, jakiej chciała się poddać kobieta ze względów zagrażających jej życiu i zdrowiu (a więc zgodnie z obecną ustawą). Odbiła się jednak od odmowę lekarza i nie miała się już gdzie zwrócić...

Trybunał w Strasburgu za ten systemowy błąd polegający na braku możliwości odwołania się od arbitralnej decyzji lekarza kazał Polsce zapłacić odszkodowanie na rzecz kobiety. Wówczas "Gość Niedzielny" zaczął ją obrażać w serii publikacji.

Oczywiście każdy wyrok w tej sprawie wzbudza zainteresowanie przeciwników aborcji, lecz wszyscy zapominamy, że nie o samą kwestię aborcji tutaj chodzi. Obawy, że Unia Europejska będzie nam kazała zabijać nienarodzone dzieci trafia chyba tylko do babć spod kościoła. Zapominamy, że w Strasburgu poszło o wadę prawną, która pozwala na to, by lekarz decydował, czy usunie ciążę czy nie, bez względu na okoliczności, a dlatego, że musi się tak podoba... Kobieta nie ma już wówczas możliwości odwołania się gdziekolwiek...

30 tys. zł!

Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności tego samego dnia w prasie pojawia się informacja, że na rzecz Hanny i Tomasza Lisów sąd zasądził 250 tys. zł (chcieli 400 tys. zł) za opublikowanie w Super Expressie zdjęć bez ich zgody.

Z jednej strony mamy 30 tys. zł dla niepełnosprawnej kobiety i jej kilkorga dzieci, o którą to kwotę darte są szaty, z drugiej odszkodowanie dla celebrytów, którzy na niedobór kasy nie narzekają. Nie zapominajmy, że państwo Lisowie oburzyli się na publikację, która swoimi zdjęciami podsyca zainteresowanie nimi samymi tym samym czyniąc z nich celebrytów. Ale nad tym wyrokiem nikt nie zapłacze...

Thursday, March 4, 2010

Ochy i achy nad Rolexem

Z wielką pompą i przy udziale celebrytów uruchomiono wczoraj sprzedaż artykułów Rolex w salonie W.Kruk na pl. Trzech Krzyży. Dla mnie świadczy to o tym, że z punktu widzenia Rolexa Warszawa to prowincja. Swoją sprzedaż uruchamia w salonie W.Kruk, a nie otwiera własnego sklepu z prostych przyczyn - to słaby rynek. Bo kto kupi Rolexa na pl. Trzech Krzyży? Trzy osoby na krzyż (nomen omen)? Ci, których na to stać, albo którzy chcą przyszpanować, kupią go taniej za granicą.

Friday, February 26, 2010

Przebiśniegi

Problemem z topniejącym śniegiem w Polsce jest zawsze to, że odkrywa nasz gówniany problem. Chyba nie ma innej pory roku niż wiosna, kiedy bardziej doskwiera widok psich odchodów wokół, kiedy śnieg stopniał, a zieleń jeszcze nie zdążyła ich zakamuflować. Na blokowiskach jest to szczególnie widoczne. A przecież tak być nie musi...

Dlaczego istnieje tak ogromne społeczne przyzwolenie na sranie psami gdzie popadnie. Przecież to złe i naganne, a jednak właściciele srających psów uważają, że wszystko jest OK.

Zastanawiałem się nie raz, dlaczego tak się dzieje. Doszedłem do wniosku, że my po prostu nie zwracamy uwagi właścicielom psów. Oczywiście, gówna nam przeszkadzają, kiedy trzeba między nimi lawirować lub kiedy ten slalom zakończy się porażką. Ale jakoś nie wpadniemy na pomysł, żeby powiedzieć właścielowi odsrywającego się na naszych oczach pieska: "Może by tak Pan/Pani po piesku posprzątała?". Tymczasem pies i właściciel oddalają się, a gówno zostaje.

Zachowujemy się, jakby sranie psami gdzie popadnie było zupełnie naturalne. Albo boimy się czy wstydzimy zwracać uwagę, choć przecież to nie my, a oni robią coś nie w porządku. To tym bardziej dziwi, bo to właśnie właściciele powinni się wstydzić nieposprzątanego gówna. Z pewnością obawiamy się z pewnością także pyskówki ze strony właściciela psa.

Inną sprawą jest brak jakiegokolwiek poszanowania dla innych. Bo przecież rzadziej natrafimy na psie gówno w nowym grodzonym osiedlu, gdzie istnieje większe poszanowanie cudzej własności ale też i większe poczucie odpowiedzialności. Na blokowisku z gomułkowskiej epoki podwórko uważa się za teren wspólny a zarazem ziemię niczyją, więc można srać ile popadnie.

W "Dniu Świra" problem został być może wyolbrzymiony, ale jest prawdziwy.

Tuesday, February 23, 2010

Chopin panie, Chopin...

Z okazji 200. rocznicy urodzin na Krakowskim Przedmieściu ustawiono marmurowe ławki, które po przyciśnięciu guzika odgrywają utwory Chopina. Na ławkach jest też mapa z miejscami w Warszawie związanymi z Chopinem. Turyści mogą tym chopinowskim szlakiem podążać. Sęk w tym, że 4 z 14 ławek ustawiono odwrotnie. Czyli że np. ławka stojąca naprzeciw kościoła św. Krzyża wskazuje Park Ujazdowski w kierunku gdzie znajduje się Starówka. Ja już niczego nie rozumiem, czy rzeczywiście u nas można cokolwiek zrobić bez żadnego fakapu?

Thursday, February 18, 2010

Idzie wiosna. Tym razem na pewno...

Nie wiem jak tam świstak Phil z wioski i dziwnej nazwie w Pensylwanii, ale ja czuję, że nadchodzi. Dowód? W miejscu, w którym przez ostatnie 7 tygodni było biało nareszcie zobaczyłem kawałek ziemi. jest coraz cieplej, wszystko się topi, sople nabierają długości, a ruch w kebabowni pod blokiem nabiera rumieńców, mimo braku tam automatów do gry...

Wednesday, February 17, 2010

ZUS srus 2

Widzę to nie pierwszy raz i właściwie nie zaskakuje mnie, a pokrywa z moimi oczekiwaniami. Ok. 15:30 wyszedłem dziś z pracy do pobliskiej piekarni. Pracuję niedaleko nowego budynku ZUS-u, tego centralnego dla całej Polski. Tak, dokładnie tego, o którym to mówiono, że kosztował jakieś 180 milionów. Mniejsza o to... O 15:30 na przystanku autobusowym oddalonym od budynku ZUSu jakieś 500 metrów co najmniej już kłębi się tłum pracowników ZUSu. Do której Ci ludzie pracują, jeśli o 15:30 stoją już na przystanku? Czy rzeczywiście jest tak, jak w niedawno przeczytanym przez mnie tekście, że o 15:15 komputery są już wyłączone, a palta zarzucone na ramiona w oczekiwaniu na godzinę "0".

Dlaczego nie można wprowadzić w tym najbardziej znienawidzonym urzędzie w Polsce trybu zmianowego, tak żeby każdy podatnik, który ten urząd utrzymuje, mógł coś załatwić po południu? W tej sytuacji nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, że składek ZUS nie płacę. Wolę inne formy oszczędzania na emeryturę, a za opiekę medyczną płacę sam.

Thursday, February 11, 2010

75 tysięcy za ciastko


Minął rok od ogłoszenia konkursu dla cukierników warszawskich na nowe ciastko warszawskie. Nie wiem dlaczego komuś przyszło do głowy zastępowanie wuzetki czymś zupełnie nowym, ale widocznie w ratuszu ktoś musiał się wykazać. Wymyślono więc Zygmuntówkę, w której promocję następnie w ciągu roku wpakowano 75 tys. zł. Zdarzyło się, że widziałem w którejś tam cukierni plakacik, ale ciastka ani na własne oczy nie widziałem ani tym bardziej nie próbowałem. Jakieś takie za bardzo dla mnie "masiaste". Pytanie teraz: czy jestem w mniejszości, czy to naprawdę było potrzebne, czy warszawiacy kojarzą ciastko, czy te pieniądze można było przeznaczyć na coś pożyteczniejszego...? Np. zakup dostawczaka dla jakiegoś domu dziecka. Tylko proszę mi nie zarzucać tu malkontenctwa. Mimo że ratusz może twierdzić inaczej, dla mnie efekty tej rocznej akcji to porażka.

Sunday, February 7, 2010

Spinki się znalazły!

Chodziły mi po głowie od kilku ładnych tygodni. Z większym lub mniejszym natężeniem w zależności od tego, czy przywdziewałem koszulę i przypominałem sobie właśnie o braku moich ulubionych (bo ślubnych) spinek do mankietów. Rzadko zdarza mi się cokolwiek zgubić, ale jeśli już to nastąpi, przeżywam to niemiłosiernie. Nawet jeśli chodzi o jakąś pierdółkę. Przeszukałem nawet gruntownie wszystkie swoje torby, gajery, pokrowce, marynarki i zakamarki. Bezskutecznie...

Swojej rozpaczy dałem raz nawet upust na facebooku. Gdzieś podskórnie czułem jednak, że sprawa nie jest zamknięta.

Rozwiązanie nastąpiło w ten weekend. Odebrałem wywołane zdjęcia, które zahaczały jeszcze o wesele mojego kuzyna w minione lato. Przeglądam te zdjęcia i patrzę. I co widzę, że na zdjęciach mam już podkasane rękawy. Dedukuję - było gorąco, żeby podkasać rękawy musiałem pozbyć się spinek, na zdjęciu wykonanym na zewnątrz było jeszcze jasno, więc nie byłem jeszcze pijany, a zatem nie mogłem ich gdzieś tam sobie beztrosko posiać.

I nagle mnie olśniło! "Kasiu!" - pytam. "Którą torebkę miałaś na weselu?". A że jest ona bardzo letnia (torebka w sensie, nie Kasia), o tej porze roku zalega gdzieś na dnie szafy. Dokopaliśmy się do niej po ładnej chwili, bo tych torebek w tej szafie jednak trochę jest. Kasia zanurzyła dłoń w tej różowej i po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Na mojej tym bardziej. Victory!!!

Wednesday, February 3, 2010

Panie Premierze, oby Pan się nie przejechał

Opadły już trochę emocje po rezygnacji Tuska z udziału w wyborach prezydenckich, a ja wciąż nie potrafię zrozumieć tej decyzji. Jakoś nie mogę uwierzyć w jego bohaterska pozę, że zamiast "dekoracyjnej" - jak to określił - funkcji woli walczyć o rozwój cywilizacyjny Polski.

Skoro to tak mniejsza funkcja, dlaczego starał się o nią 5 lat temu? Czy przestraszył się ewentualnej drugiej porażki, która mogłaby zmieść go z funkcji wodza PO? W sondażach co prawda prowadził, ale prowadził w nich też 5 lat temu, a jak się skończyło wszyscy wiemy. Czy może chodziło o brak jednego konkretnego następcy na stanowisku lidera partii? Po odejściu Tuska na Krakowskie Przedmieście nie mógłby on już tak bardzo angażować się w swoją partię, ryzykując rozłam w i tak już podzielonej formacji.

Po ogłoszeniu swojej decyzji oczywiście wszyscy komentatorzy uderzyli w ten sam ton: no oczywiście, przecież wszystko wskazywało na to, że zrezygnuje. A prawda jest taka, że wszyscy byli zaskoczeni...

Dzień po słynnej już decyzji Tusk przedstawił plan reform, dla którego zrezygnował z ewentualnej prezydentury. Sęk w tym, że przedstawił w nim to, co trzeba zrobić, a o czym mówi się od lat. Nie powiedział natomiast, jak należy to zrobić, zakrywając się szeroko pojętym hasłem "konsultacji społecznych". Ja już wiem, jak te konsultacje będą wyglądać. Mundurowi wyjdą na ulice, bo za Chiny nie będą chcieli pozbyć się swoich przywilejów emerytalnych, podobnie jak rolnicy KRUSu, choć to akurat w planie się nawet nie pojawiło. Wiadomo, że koalicyjny PSL uderzyłby w płacz. A bez PSL co by nie mówić PO leży.

To pozwala wysnuć wniosek, że tak naprawdę na gadaniu się poprzestanie. Wszystko ze względu na trwającą non-stop kampanie wyborczą. Tuskowi trudno będzie zaryzykować radykalne, ale potrzebne reformy. Bo przecież zawsze narazi się którejś z grup społecznych. A przecież nawet bez Tuska trwać będzie kampania wyborcza, teraz prezydencka, samorządowa, w przyszłym parlamantarna... Zawsze będzie można się komuś narazić, a po co?

Tymczasem dla mnie decyzja Tuska jest strzałem w stopę i pozwala sądzić, że PO przegra te wybory. Tusk zamiast namaścić od razu jakiegoś następcę w tym wyścigu, wskazał dwóch - Sikorski i Komorowski - co tylko doprowadzi do podziałów w partii. Tusk błędnie założył, że całe poparcie dla jego osoby przejdzie na kogokolwiek innego w partii. Zamiast grać już na następcę i budować poparcie dla niego, PO wybierze kandydata na konwencji w maju, tracąc co najmniej 3 cenne miesiące. Sam premier bardzo zresztą zmotywował do startu ewentualnych kandydatów tłumacząc, jak ograniczoną funkcją jest prezydentura.

I pewnie będzie to Komorowski, bo z całym szacunkiem dla Sikorskiego, będzie on łatwym celem dla propagandzistów PiS ze względu na żonę. Może to nie być przeszkoda dla wielu wiernych wyborców PO, ale nie zapominajmy, że istnieje duża grupa niezdecydowanych do końca, która podejmuje decyzje pod wpływem takich numerów jak "dziadek w Wehrmachcie". Tak tez może być tym razem z Sikorskim i Applebaum. PO jest znów zbyt pewna siebie, zbyt pewna zwycięstwa jak dwukrotnie w 2005 roku. To się na niej może zemścić...

Monday, February 1, 2010

Z cyklu warszawskie absurdy: pętla Esperanto

Kiedy zdarzy mi się brać 180 do pracy, mijam ją za każdym razem. Oddana do użytku kilka miesięcy temu, z pięknymi zatoczkami, nową wiatą, chodniczkami wyłożonymi kostką, nowy asfalt i budynek socjalny dla kierowców. I właśnie o ten ostatni chodzi. Do tej pory budynek nie został oddany do użytku, bo ZTM nie mogło dogadać się z RWE w sprawie przyłączenia tam prądu. Biedni kierowcy mogą więc tylko patrzeć na zamknięty budyneczek, grzać się jak dotychczas w autobusach, a potrzeby fizjologiczne załatwiać w stojącym nieopodal toitoiu, jeśli akurat na pętli jest kierowca z kluczem do kłódki. W przeciwnym razie lejemy za budynek socjalny...

Thursday, January 28, 2010

Wołowska? Gdzie to?

Na szczęście zniknęły już z okolic metra Politechnika i stacji Dworzec Gdański jaskrawożółte billboardy reklamujące promocyjne ceny sprzętu w sieci Sferis. Jeden ze sklepów znajduje się w Galerii Mokotów. Według adresu na billboardzie - ul. Wołowska... (tak, z "W" w środku)

Tuesday, January 26, 2010

Idzie wiosna! Czuję to...

Dni są coraz dłuższe. Jest za dwadzieścia piąta, a za oknem jeszcze można dostrzec jasność. To już nie mrok a szarówka. Krzepiące!

Saturday, January 23, 2010

Z cyklu warszawskie absurdy: pl. Trzech Krzyży

Być może słyszeliście, że miasto ogłosiło konkurs na projekt architektoniczny przerobienai pl. Trzech Krzyży, tak by więcej było tam miejsca dla ludzi, a mniej dla samochodów. Projekt nie musi zawierać szczegółów dotyczących podziemnego parkingu, który planowany jest właśnie pod placem. Kiedy więc zrobią już nowy deptak, przyjdzie pora na zrywanie kostki i rozoranie placu, żeby wiercić parking. Gratuluję planowania i koordynacji!

Thursday, January 21, 2010

Plecak z pleców!

Kochani warszawiacy (nieważne tutejsi czy przyjezdni) !!!

Subwayowa etykieta wymaga, aby w metrze (zwłaszcza w godzinach szczytu) ściągnąć plecak z pleców i potrzymać go w ręce przynajmniej aż zrobi się luźniej. Inaczej ludzie próbują bezskutecznie przebić się w wolne miejsce i wystarcza iskra, żeby się nawzajem OPR.

Po kilku latach korzystania z nowojorskiego metra tłok w metrze warszawskim to pestka. Podczas godzin szczytu w Warszawie spokojnie mogłoby wejść do pełnego wagonu jeszcze z kilkaset osób. Żeby jednak wszyscy mogli skorzystać, musimy ze sobą współpracować. Komu się ścisk nie podoba zawsze może wziąć sobie taksówkę.

"Artyści" usunęli sople

Zrobili to tak "umiejętnie", że porwali metalową siatkę, która ma za zadanie łapać odpadające od starego budynku odłamki tynku. Najwyraźniej usuwanie sopli polegało po prostu na strącaniu ich na dół. Ciężkie kawały lodu padały na siatkę, która najwyraźniej nie wytrzymała pod ciężarem. Ciekawe, czy stały tam wówczas jakiekolwiek auta. Przy okazji, sople strącone, ale nie wywiezione. Bryły lodu wciąż leżą na podwórku. Widocznie pod karnym przymusem administrator musiał usunąć sople z budynku, ale leżeć tak to sobie one mogą do wiosny. No i czy wreszcie usuną ten zalegający śnieg pod blokiem?

Teraz poczekamy pewnie na usunięcie lub naprawienie siatki, która żadnego tynku już nie wyłapie, a ten przez dziury beztrosko spadać sobie będzie na parkujące przy budynku auta.

I tak powinienem się cieszyć, bo mogło być gorzej. Kolega opowiadał mi, że widział, jak gdzieś na mieście zrzucali śnieg z dachów wprost na samochody. Tam nikt nie bawił się w zakomunikowanie prośby o nieparkowanie...

Tuesday, January 19, 2010

Na patelni...

Zemściło się

Zemściło się podglądanie przez okna jak sąsiedzi bezskutecznie próbują wyjechać z podwórka przysypanego śniegiem i skutego lodem. Wczraj ja musiałem ruszyć auto z ulubionego przezeń miejsca, a to z racji brygady usuwającej sople z budynku. Ruszenie nie było łatwe, gdyż wokół kół zgromadził się zmaraznięty śnieg. Kiedy już udało się wyjechać, koła buksowały na lodzie. Jakoś jednak drobnymi kroczkami i z pomocą ręcznego udało się wykręcić.

Przy okazji, ktoś mógłby ten śnieg z tego podwóra w końcu wywieźć, naprawdę.... Administrator osiedla chyba hibernuje... Choć nie, sople usuwają.

Monday, January 18, 2010

Blackout, którego nie było

http://www.cire.pl/item,44605,1.html

Bez ładu i składu

Strasznie się ucieszyłem na widok nowych oznaczeń w przejściu podziemnym pod Rondem Dmowskiego. Wyraźne symbole i kolory, duże litery. Myślę sobie "Nieźle. Nareszcie!". Przyjezdni będą wiedzieli, którędy wyjść i jak dostać się na tramwaj. Jednak po chwili zauważyłem, że te stare biało-żółte oznaczenia też zostały. One są straszne, symbol autobusu od tramwaju odróżnia tylko pantograf, który na większości tych oznaczeń się po prostu ze starości starł. A pod Centralnym jeszcze gorzej, tam są jeszcze inne oznaczenia. Po prostu każdy z innej parafii...







Thursday, January 14, 2010

Soplu, pozwól żyć!

Sople zwisające z dachów są przerażające i piękne zarazem. Niestety także niebezpieczne, o czym mógł się przekonać każdy, na kogo coś takiego spadło. W Warszawie wymyślono jednak świetny sposób, jak sobie radzić z tym problemem. Zatrudnienie ekipy do usunięcia tych sopli byłoby za łatwe. Co lepiej zrobić, zamknąć teren pod zwisającymi soplami, otaczając go taśmą. Sęk w tym, że zamyka się w ten sposób jedyny odśnieżóny kawałek chodnika w najbliższej okolicy. Zalegający obok śnieg, uniemożliwia obejście tak oznaczonego terenu. W efekcie dochodzi do takich sytuacji, jaką zauważyłem wczoraj w Al. Ujazdowskich, gdzie ludzi zmuszeni byli po prostu iść po ulicy.


Swoją drogą po wpisie o odśnieżaniu auta na moim blogu pojawiły się reklamy (z tych automatycznie generowanych) o usługach odśnieżania dachów.

Tuesday, January 12, 2010

Zima trzyma

Od kilku dni nie mogę nie tylko ruszyć samochodu z zasypanego zmarzniętym śniegiem podwórka, ale również dostać się do auta, żeby choć go odpalić i zobaczyć, czy akumulator jeszcze żyje. Odgarniający śnieg z chodnika składowali go między stojącymi na parkingu samochodami (bo było najłatwiej), więc góra śniegu sięga mi do okna przednich drzwi. Coś z tym trzeba zrobić, bo na odwilż się nie zapowiada.



Tymczasem odczuwam niemal sadystyczne ciągoty do oglądania przez okno jak inni użytkownicy czterech kółek zakopują się w śniegu, próbując wyjechać z podwórka.

Sunday, January 10, 2010

Kierowca pługa zachował się jak debil

Zima zaatakowała w ten weekend, więc przewidując, co może dziać się na drogach wybrałem się do szkółki komunikacją miejską i dobrze zrobiłem, bo na miejscu działy się dantejskie sceny. Tak było w sobotę.

W niedzielę rano też zdecydowałem się skorzystać z usług ZTM, choć już troszeczkę wszystko zaczęło topnieć, jezdnie zaczęły znów nabierać swej naturalnej czarnej barwy, a to co na nich zostało to mokra rozjeżdżona breja. Wysiadam sobie na stacji Metro Politechnika i widzę, że od strony ronda jedzie pług śnieżny. Ze znaczną dość prędkością rozpryskuje breje, a że jedzie blisko krawędzi jezdni, cała breja trafia na chodnik.

Idzie sobie kobieta. Pług ma za plecami, więc go nie widzi. Facet w ciężarówce z pługiem, zamiast zwolnić, odjechać od chodnika albo zatrąbić na nią ostrzegawczo z premedytacją przeleciał się po niej odgarniętą z jezdni breją, tak że kobieta opłakiwała potem ślady błota od stóp do prawie pasa.

Drogowców zima stale zaskakuje. Nieprzyjemnie jeździć tak w kółko i odwalać syzyfową robotę. Frustraci za dużym kółkiem mogą się w ten sposób odegrać...

Thursday, January 7, 2010

Zamienił stryjek...

TVN mocno lansuje na mieście swój nowy serial "Majka". Duże billboardy, siaty na budynkach i do znudzenia powtarzana reklama radiowa z rzewną piosenką oznacza chyba, że wyczerpała się formuła serialu Brzydula, odkąd głównej bohaterce zdjęto okulary z oczu i aparat z zębów. Jak to ktoś kiedyś powiedział, Polacy nie lubią oglądać na ekranie ludzi brzydkich, ale poprawienie image'u Brzyduli już nijak lepiło się z tytułem tego serialu.

Więc stacja wytacza nowe działo (dzieło?), kolejny serial o jakimś kopciuszku, nieszczęśliwej dziewczynie (sadzę po reklamowej piosence)... Nie wróżę dłużej niż jednego sezonu. Choć do głównego targetu, czyli samotnych kobiet w ciąży, na pewno trafi...

Wednesday, January 6, 2010

Nie można, bo nie i tyle

Przeczytałem kilka dni temu, że już półtora roku minęło od wypadku, w którym student wpadł pod metro w Warszawie. Obiecano zamontowanie specjalnych pasów z wybrzuszeniami, aby osoby niewidzące wiedziały, gdzie kończy się krawędź peronu. Półtora roku!!!! I nic...

Urzędnicy tłumaczą się, że trzeba zmienić ustawę. Rozumiem tłumaczenie się przepisami, ale półtora roku to chyba przesada. To tak jakby dla nalepienia na peronie specjalnych pasów nie potrzeba przebudowywać stacji metra. Na ten temat wypowiadałem się już tutaj. Skoro barierą jest biurokracja, to może by zastosować jakieś tymczasowe rozwiązanie?

Urzędnikom wciąż brakuje inicjatywy. lepiej nic nie robić, niż zrobić coś za co może i pochwalą, ale ryzyko też jest takie, że może będzie OPR. Więc lepiej robić nic i tłumaczyć się przepisami.

Tuesday, January 5, 2010

Wyobraźnia i kreatywność

Przywykłem już do napisów na brudnych samochodach typu "Brudas" czy "Umyj mnie!". Dziś w drodze do pracy zauważyłem jednak coś, co mnie rozbawiło na resztę dnia. Na dostawczaku-półciężarówce ktoś napisał "Jak dorosnę, będę tirem".

Monday, January 4, 2010

Wystartuje, nie wystartuje?

I znowu się zaczęło. Przez święta było tak spokojnie, ale już wracamy do politycznej sieczki. Znowu zaczynają się domysły, czy Tusk wystartuje, a może jednak nie. Jak ten się wycofałby, to tamten by wystartował, a że ten się jeszcze nie zdecydował, to tamten też jeszcze się nie będzie zgłaszał.

Wierzyć mi się nie chce, by Tusk nie wystartował, choć gazeta Wyborcza próbuje mnie dziś przekonać, że z ramienia PO może wystartować Buzek, Bielecki lub HGW. Panie Pawle Wroński, czy wierzy Pan w te słowa, które osobiście pan dziś napisał? Borusewicz? Komorowski? Czy pan nie ma litości? Może ktoś z tylnych ław Sejmu? Wiem, Palikot może by się nadał, albo Gowin? Co na to GW?

To "trwanie w niepewności" będzie tak trwało z kilka miesięcy, bo przecież ci dwaj najważniejsi kandydaci ogłoszą start w wyborach jako ostatni. A do tego czasu będziemy do mieli czynienia z dalszym ciągiem medialnej wyliczanki na temat opcji, możliwości, alternatywy itd. Jak ten się wycofałby, to tamten by wystartował, a że ten się jeszcze nie zdecydował, to tamten też jeszcze się nie będzie zgłaszał.

Czyli coś w stylu:
"Jak Zefiryn CIACH, to Pafnucy BUM! Wtedy Makary RYMS, a Kapistran BĘC".

Kominiarze zadziałali

Trafiłem "trójkę" w lotto! Losowanie było w sylwestra. czy może być piękniejszy początek roku?

Friday, January 1, 2010

Noworoczny spacer po dziewiczym śniegu



Miło było przejść się do Łazienek w noworoczne przedpołudnie. W nocy napadało tyle śniegu, że trudno byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Śnieg skrzypiał pod butami przyjemnie. Łazienki nie były opustoszałe, jak się okazało, nie my jedyni wpadliśmy na pomysł spaceru. Przed bramę południową zajechała taksówka, z której wysiadł pan z dwiema córkami. Widocznie poziom lakoholu we krwi z nocy sylwestrowej nie pozwolił mu osobiście prowadzić. Słuszne rozwiązanie. Ja sam zdziwiłem się o północy, że na moim podwórzu może zebrać się tak wiele ludzi. I widać też, że nie oszczędzali na zakupach fajerwerków.

Ale wracając do Łazienek, ktoś powiedział mi niedawno, że ponieważ park znajduje się niżej niż reszta okolicy miasta, wszystkie ciężkie metale osiadają właśnie na Łazienkach. Nie mogę przestać o tym myśleć za każdym razem kiedy przekraczam bramę południową, bo tamtędy zwykle wchodzę. Temat do kontemplacji podczas łazienkowych spacerów...



Przypomniało mi się, że dla warszawiaków to już ostatnie dni, żeby zobaczyć żywą szopkę w kościele kościele Stanisława Kostki na Żoliborzu. Nie lada okazja dla miejskich dzieci zobaczyć pierwszy raz na własne oczy (być może pierwszy raz w życiu) wiejskie gospodarskie zwierzęta. Psa i kota nie liczę...

Oby nam się w Nowym Roku i przerwany seans

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!



W sylwestrowe popoułudnie udałem się do kina na "Białą Wstążkę". KIno Muranów. Tańsze bilety, old school i coś dla tych, którzy nie trawią multiuplexów. Niestety zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu - jakieś niecałe pół godzinki przed końcem filmu doszło do jakiejś awarii projektora czy taśmy, w każdym razie do dziś nie wiem, jak film się kończy. Awarii nie dało się usunąć, co dla kina musiało być nie lada problemem, bo tego samego wieczora miał się tam odbywać sylwester z filmem. Pani z kina poinformowała, że na te same bilety można przyjść jeszcze w w weekend na ostatnie seanse tego filmu. Co też uczynimy. Trzeba tylko tak wycyrklować, żeby już nie oglądać pierwszych dwóch godzin filmu, tylko przyjść na ostatnie dwie godzinki.

A propos Nowego Roku i Nowego Jorku, że jeszcze raz nawiążę do reklamy Heinekena - prawie milion ludzi i prawie 1.4 tony konfetti. Nieźle, co...?