Wednesday, February 3, 2010

Panie Premierze, oby Pan się nie przejechał

Opadły już trochę emocje po rezygnacji Tuska z udziału w wyborach prezydenckich, a ja wciąż nie potrafię zrozumieć tej decyzji. Jakoś nie mogę uwierzyć w jego bohaterska pozę, że zamiast "dekoracyjnej" - jak to określił - funkcji woli walczyć o rozwój cywilizacyjny Polski.

Skoro to tak mniejsza funkcja, dlaczego starał się o nią 5 lat temu? Czy przestraszył się ewentualnej drugiej porażki, która mogłaby zmieść go z funkcji wodza PO? W sondażach co prawda prowadził, ale prowadził w nich też 5 lat temu, a jak się skończyło wszyscy wiemy. Czy może chodziło o brak jednego konkretnego następcy na stanowisku lidera partii? Po odejściu Tuska na Krakowskie Przedmieście nie mógłby on już tak bardzo angażować się w swoją partię, ryzykując rozłam w i tak już podzielonej formacji.

Po ogłoszeniu swojej decyzji oczywiście wszyscy komentatorzy uderzyli w ten sam ton: no oczywiście, przecież wszystko wskazywało na to, że zrezygnuje. A prawda jest taka, że wszyscy byli zaskoczeni...

Dzień po słynnej już decyzji Tusk przedstawił plan reform, dla którego zrezygnował z ewentualnej prezydentury. Sęk w tym, że przedstawił w nim to, co trzeba zrobić, a o czym mówi się od lat. Nie powiedział natomiast, jak należy to zrobić, zakrywając się szeroko pojętym hasłem "konsultacji społecznych". Ja już wiem, jak te konsultacje będą wyglądać. Mundurowi wyjdą na ulice, bo za Chiny nie będą chcieli pozbyć się swoich przywilejów emerytalnych, podobnie jak rolnicy KRUSu, choć to akurat w planie się nawet nie pojawiło. Wiadomo, że koalicyjny PSL uderzyłby w płacz. A bez PSL co by nie mówić PO leży.

To pozwala wysnuć wniosek, że tak naprawdę na gadaniu się poprzestanie. Wszystko ze względu na trwającą non-stop kampanie wyborczą. Tuskowi trudno będzie zaryzykować radykalne, ale potrzebne reformy. Bo przecież zawsze narazi się którejś z grup społecznych. A przecież nawet bez Tuska trwać będzie kampania wyborcza, teraz prezydencka, samorządowa, w przyszłym parlamantarna... Zawsze będzie można się komuś narazić, a po co?

Tymczasem dla mnie decyzja Tuska jest strzałem w stopę i pozwala sądzić, że PO przegra te wybory. Tusk zamiast namaścić od razu jakiegoś następcę w tym wyścigu, wskazał dwóch - Sikorski i Komorowski - co tylko doprowadzi do podziałów w partii. Tusk błędnie założył, że całe poparcie dla jego osoby przejdzie na kogokolwiek innego w partii. Zamiast grać już na następcę i budować poparcie dla niego, PO wybierze kandydata na konwencji w maju, tracąc co najmniej 3 cenne miesiące. Sam premier bardzo zresztą zmotywował do startu ewentualnych kandydatów tłumacząc, jak ograniczoną funkcją jest prezydentura.

I pewnie będzie to Komorowski, bo z całym szacunkiem dla Sikorskiego, będzie on łatwym celem dla propagandzistów PiS ze względu na żonę. Może to nie być przeszkoda dla wielu wiernych wyborców PO, ale nie zapominajmy, że istnieje duża grupa niezdecydowanych do końca, która podejmuje decyzje pod wpływem takich numerów jak "dziadek w Wehrmachcie". Tak tez może być tym razem z Sikorskim i Applebaum. PO jest znów zbyt pewna siebie, zbyt pewna zwycięstwa jak dwukrotnie w 2005 roku. To się na niej może zemścić...

No comments:

Post a Comment