Monday, December 21, 2009

Matka karmiąca, Polka, kobieta wyzwolona...


Niby nic, a jednak trochę mnie to zaskoczyło... Przedwczoraj w Arkadii przechodzę obok pijalni czekolady i widzę kobietę karmiącą dziecko. Nie żeby mnie to jakoś zniesmaczyło (wręcz przeciwnie), nie też żebym się gapił, bo po prostu poszedłem dalej.

Zaskoczyło mnie coś innego. Spodziewałbym się w takiej sytuacji, że kobieta będzie jakoś zakrywać się w takiej sytuacji, przynajmniej odgradzać od tłumu, tymczasem ona piła sobie cośtam, rozmawiała z inną kobietą, a jednocześnie karmiła z odkrytą całkowicie piersią, krzesełka zwrócone w stronę przechodzącego tłumu, jak to w centrum handlowym. Więc naprawdę rzucała się w oczy...

Urzekło mnie to, że traktuje sprawę karmienia tak naturalnie, a jednocześnie zastanowiło nad pewną odwagą, jaka jest potrzebna u kobiety, by robić to w ten sposób w takim miejscu.

Mam porównanie pod tym względem z Nowego Jorku, gdzie w metrze jadącym z Manhattanu na Coney Island (a więc dość długa trasa) kobieta dość otwarcie karmiła dziecko (no bo co w końcu miała zrobić), rozmawiając z innym pasażerem, natomiast stojąca w kolejce na poczcie z dzieckiem Żydówka musiała pamiętam odejść w kącik, by nakarmić płaczące dziecko, skrywając się plecami do kolejkowiczów. O ile dla tej pierwszej jak i drugiej była to sprawa dość naturalna, jestem sobie w stanie wyobrazić, że dla tej drugiej wiązało się to z dość dużym skrępowaniem.

Widocznie czasy się zmieniają i nawet w naszej konserwatywnej dość kulturze kobiety powoli przestają się krępować, że są matkami.

Przy okazji - na spotkaniu ze znajomymi okazuje się, że większość już w ciąży albo po... Zaczynam odczuwać jakąś presję...

No comments:

Post a Comment